
W minioną sobotę obserwowaliśmy niesamowitą walkę o zwycięstwo w finale światowym Rotax DD2 Max. Dawid Maślakiewicz po raz pierwszy był bardzo blisko wygranej w Grand Finals. Ostatecznie kierowca 46Team uplasował się na piątym miejscu, choć metę minął 0,03 sekundy za liderem. Niewielu jednak wie, że ustanowił pewien rekord.
Tegoroczny Rotax Grand Final był bowiem trzecią imprezą, w której Dawid Maślakiewicz zanotował najszybszy czas wyścigu finałowego. Ten fantastyczny wyczyn kontynuuje od 2021 roku, kiedy po raz pierwszy pojawił się w rotaksowej elicie w Bahrajnie. Również w kolejnym wielkim finale w Portugalii zanotował bes lap w wyścigu finałowym. W tym roku również, a więc jest pierwszym Polakiem, który w trzech finałach Rotax Grand Finals był najszybszy na torze.
To był chyba był twój największy zawód, kiedy zobaczyłeś wbity zderzak jak wysiadłeś z wózka po wyścigu?
Największy zawód był wtedy jak wjechałem na metę i byłem drugi. A zderzak to było takie wydarzenie na dobicie, bo wysiadłem z gokarta, wszyscy się cieszyli, że byłem drugi – ja byłem zawiedziony – ale jak zobaczyłem, że sędzia robi zdjęcie przodu mojego wózka i zobaczyłem ten zderzak, to mnie to dobiło.
Ale można powiedzieć, że cała impreza była udana i dla ciebie i całego teamu. Pobiłeś wyczyn swojego mentora i trenera czyli Kacpra Bieleckiego.
Trochę tak. Kacper w ostatnich swoich finałach miał pecha, bo często się rozbijał. Ja się nie rozbijałem, więc taki to mój atut. Ale cóż, brakowało zdecydowania w atakach kiedy ktoś się broni i umiejętności nie wbijania zderzaka.
Jednak piąte miejsce, jak już wszyscy ochłoniemy, jest bardzo dobrym wynikiem, zwłaszcza we flagowej kategorii jaką jest DD2. Oczywiście, jeśli ma się perspektywę walki o tytuł, mija się metę o trzy setne sekundy za liderem to zawód i niedosyt jednak jest. Ale czy możesz powiedzieć, że to była twoja najlepsza impreza światowa?
W poprzednim Grand Finale byłem na dziesiątej pozycji. Poprawiłem się więc o pięć. Ale znowu ze zderzakiem.
Jaka jest recepta na to, by tak szybko jechać jak ty?
Ciężko powiedzieć. W tym sezonie bardzo mało jeździłem, bo jechałem tylko serię CEE i okazjonalnie Euro Trophy. Także jazdy było mało, treningów również, tak naprawdę jeden w całym sezonie. Ale liczy się jakość jazdy czy to w treningu czy w zawodach. Skupienie się na tym co jest nie tak, jak powinno być, szukanie błędów, tego co można jeszcze poprawić.
Na czym polega ta jakość? To znaczy, że masz świetny sprzęt, trenera, mechanika? Czy raczej jesteś tak doświadczony, że wiesz jakie wnioski wyciągnąć i gdzie się poprawić. Z czego to wynika twoim zdaniem?
Na przykładzie tego Grand Finału po każdym wyścigu, odpalałem sobie powtórkę z relacji, wyszukiwałem momenty, w których mogłem kogoś wyprzedzić, mogłem się obronić, a z tego nie skorzystałem, czy robiłem jakiś błąd. To są rzeczy, które trzeba analizować i wyciągać wnioski. Pierwszy heat, który skończyłem na piątej pozycji, startując z trzeciej, to była na pewno porażka. Musiałem przeanalizować co było nie tak, gdzie się musiałem obronić. I tak też zrobiłem. Na kolejnym wyścigu było już inaczej. Wydaje mi się, że to jest właśnie ta jakość.


Jakie emocje towarzyszyły ci podczas wyścigu finałowego? Na samym początku był kłopot w czołówce, bo spadłeś nawet na czwartą pozycję. Mieszał trochę Rosjanin, który atakował bardzo agresywnie. Szczęśliwie pole się później „oczyściło”, bo obaj z Holendrem wypadli z toru. Zostałeś za uciekającym Xenem de Ruwe. Co wówczas myślałeś?
Jeśli już mówimy o emocjach to zaczęło się od poranka w dniu wyścigu. Mogłem spokojnie pospać do 8.30, by później bez problemów dotrzeć na tor. Ale wstałem o 6.00 i nie byłem w stanie zasnąć. Stres robi swoje, niestety. Ciężko mi było cokolwiek zjeść czy nawet się napić. To bardzo dobija człowieka. A jeśli chodzi o tor i samo przygotowanie do wyścigu, to na polach startowych pograłem trochę na telefonie, aby odciągnąć myśli w inną stronę. Jak już wsiadłem do gokarta to również nie myślałem o wyścigu. Skupienie musiałem zostawić na samą jazdę. Ale jazda jest również bardzo stresująca. Trzeba być maksymalnie skupionym, aby nie wypaść, nie popełnić błędu, utrzymać swoją pozycję. Kiedy już udało mi się z trzeciej przejść na drugą, próbowałem zaatakować, ale ten atak był nieudany, brakowało dociągnięcia. Potem goniłem tą dwójkę przede mną, a Xen spokojnie uciekał. Enzo Bol z Rosjaninem jechali przede mną. Rosjanin wykonał atak z dużym błędem i wpadł na Enzo. Zostali na nawrocie, a ja pojechałem szeroko, przeszedłem ich obok i wtedy wiedziałem, że liczy się tylko jazda do przodu. Zacząłem gonić Xena. Wiedziałem, że jest to spora odległość. Paradoksalnie, emocje odkłada się wtedy na bok, bo jest do wykonania zadanie. Skupienie na jeździe. Po wyścigu byłem ekstremalnie zmęczony tą gonitwą. Niestety, nie udało mi się go wyprzedzić.
Ale masz w tym Grand Finals świetne czasy. W wyścigu finałowym, podobnie jak dwa i trzy lata temu, miałeś najlepszy czas okrążenia finału. Byłeś zdecydowanie szybszy niż Xen de Ruwe. Ta twoja pogoń za liderem pewnie przejdzie do kanonu szkolenia młodych zawodników, i pojawi się w podręcznikach nauki sportu kartingowego. Jak tracąc kilka sekund można szybko jechać, dogonić lidera i podjąć walkę o zwycięstwo. Podejrzewam, że gdyby było jeszcze jedno okrążenie, udałoby się.
Czy bym go wyprzedził na kolejnym kółku? Nie wiem. Ale jeśli chodzi o naukę młodszych kierowców, to jak najbardziej. Osobiście jestem trenerem na torze halowym, ale na torach wyczynowych też uczę dzieciaki. Towarzyszę ekipie Bambini Racing i staram się przekazywać swoje umiejętności i wiedzę.

Jaka lekcja płynie z tegorocznego Grand Finals? Czy masz już jakieś przemyślenia na ten temat?
Mam kilka przemyśleń. Na pewno trzeba będzie się przygotowywać baczniej w kontekście walki w dzikim tłumie. Żeby pewne czynności robić z automatu i nie wymagało to myślenia i zastanawiania się co robić w jakim momencie. Czy być na torze po wewnętrznej, zewnętrznej, czy w danym momencie się bronić czy atakować. To są rzeczy, które stosunkowo rzadko przechodzę, bo w tym roku byłem zaledwie dwa razy na dużej imprezie, gdzie miałem okazję ścigać się z mocną stawką. Gdzie nie byłem na samym czubie i nie odjeżdżałem rywalom jak na wyścigach CEE.
Na koniec chciałbym podzielić się swoim spostrzeżeniem, ale też zapytać o ważną kwestię. Moim zdaniem obecnie należysz do ścisłej światowej czołówki kierowców DD2, dla mnie jesteś faktycznie w TOP5 albo nawet TOP3. Ale moim zdaniem ważne jest poczucie własnej wartości i wiara w swoje siły. Kiedy przyszedł ten moment u ciebie? Poczucie że jesteś silny, szybki i jesteś w stanie rywalizować o zwycięstwo na największych zawodach świata?
To jest kwestia pewnego nastawienia. Ale to prawda, taki moment przychodzi. U mnie takie nastawienie przyszło po moim pierwszym Grand Finals w Bahrajnie. Kiedy okazało się, że jestem w stanie jechać najszybciej z całej stawki, ale wyścig finałowy skończyłem na 19. miejscu. To był moment, w którym doszło do mnie, że byłem w stanie te zawody wygrać. Więc w głowie pojawił się cel: być pierwszym. Ale to nie jest takie proste, bo jest również kwestia, żeby się nie spalić, za bardzo nie podpalić tym celem. Nie chodzi o to żeby tylko być na pierwszym miejscu, ale żeby swoją ciężką pracą gonić cel ten, to pierwsze miejsce. Czyli mieć cel, który się goni, do którego się dochodzi. Nawet jeśli nie jesteś w stanie w danym momencie dojechać do pierwszego miejsca, albo nie jesteś w stanie wystartować z wysokiej pozycji, to cel się nie zmienia. Tylko kwestia zdrowego ułożenia sobie w głowie, gdzie się aktualnie znajdujesz. I pracować. Trzeba też przyjmować i żyć z tym co się aktualnie ma.
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Jakub Rovny (race.sk), Rotax Karting
© ℗ Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS