Jaki trzeba mieć budżet, aby osiągnąć poziom Formuły 1? Hiszpański serwis Bussines Sport opracował jakiś czas temu grafikę, która krąży w sieci. Prezentuje ona orientacyjny budżet i ścieżkę dotarcia do „królowej motosportu” dla kierowcy. Przyjrzyj się jej dokładnie i zweryfikuj swój cel. W wielu przypadkach może okazać się… niestety, nieosiągalny.
Felieton Pawła Surynowicza
Pamiętacie słynny skecz kabaretu Dudek pt. Sęk? [przypominam linkiem] W rozmowie dwóch bohaterów pada tam kluczowe pytanie, od którego zaczyna się każdy interes: „Ile trzeba mieć, żeby ryzykować w razie [gdy] się straci?” Nie oszukujmy się. W dzisiejszym świecie wszystko wydaje się być interesem, czego przykładem ostatnie wydarzenia z udziałem naszego eksportowego kierowcy, Roberta Kubicy. Kto łudzi się, że to, że za jego plecami stoi największa polska firma i robi to tylko „ku chwale ojczyzny” jest w błędzie.
Efektami zaangażowania Orlenu w projekt „Robert Kubica” chwalił się niedawno jego szef, który stwierdził, że Orlen „zarobił na tym” pośrednio i bezpośrednio w granicach 600 milionów złotych. A sama obecność marki polskiego giganta podczas transmisji z wyścigów F1 w 2019 roku wygenerowała ekwiwalent reklamowy na poziomie ponad 110 milionów złotych. Przypomnijmy, Orlen zainwestował w ten projekt kilkukrotnie mniej, więc wydaje się być to bardzo dobry interes.
Największym marzeniem wielu kierowców kartingowych jest F1. Jednak za ścieżką dotarcia do „królowej motosportu” kryje się długa droga usłana przeciwnościami i stosem potrzebnych pieniędzy. Stosem… dosłownie. Wielu kierowców wyobraża sobie, że ich jedynym i najważniejszym argumentem w zmaganiach z pokonaniem tej drogi jest talent. I to on otworzy sejf hojnych sponsorów, pomocnych w dostaniu się bardzo szybko na szczyt. To dość ryzykowna wizja, bo nawet najbardziej znane z zaangażowania we wsparcie młodych talentów sektory gospodarki zaczynają zmniejszać swój udział, a pokonanie poszczególnych szczebli kariery wyścigowej bez zaangażowania znacznych kwot „z zewnątrz” stało się dziś praktycznie niemożliwe. Oczywiście są wyjątki od tej reguły, co doskonale pokazują jednostkowe przykłady zawodników, którzy wspięli się na szczyt. Pamiętajcie jednak kartingowcy, wszędzie tam, gdzie potrzebna do rywalizacji jest benzyna, oddzielny szeroki strumień trzeba stworzyć dla gotówki, która determinuje długość Waszej drogi, jej czas i również cel.
Od kilku lat obserwuję kolejne roczniki młodziutkich kierowców kartingowych, oraz ich rodziców, którzy z wypiekami na twarzy snują wizje po kolejnym zwycięstwie w zawodach krajowych i zagranicznych. A prawda jest niestety brutalna. Jeśli nie masz (bardzo) dużego konta bankowego lub nie jesteś wspierany przez dużą markę lub producenta zaangażowanego w motosport, znającego specyfikę tej dziedziny sportu i/lub nie masz za plecami silnej federacji albo środowiska lobbystów, musisz być gotowy na weryfikację swoich celów…
Karting jest pierwszym i, zwłaszcza dzisiaj, koniecznym krokiem w karierze każdego kierowcy mierzącego się z celem dotarcia do F1. Jest również wspaniałą dyscypliną motosportu, potrafiącą wychować i rewelacyjnie przygotować do życia każdego człowieka. Nie jest więc aż tak źle, bo trafiając na kartingowy tor, trafiliście bardzo dobrze. Oddzielną kwestią jest Wasza motywacja i cel postawiony na początku drogi lub wykuwający się w trakcie Waszej kartingowej kariery. Pamiętajcie jednak, że w kartingu również można się realizować, na co są setki przykładów na całym świecie.
Przyjrzyjcie się zatem uważnie schematowi opracowanemu przez Business Sport kilka lat temu. Dziś po raz kolejny trafił na ekran mojego komputera. Czy autorzy przesadzili z wymaganym budżetem? Czy rzeczywistość może okazać się jeszcze bardziej kosztowna? Zrób swoją kalkulację! I pamiętaj, że będąc kartingowcem nic nie tracisz, a już wiele zyskałeś. Przekonasz się za jakiś czas.
Autor jest redaktorem naczelnym Polskiego Kartingu.
fot. Rafał Oleksiewicz
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS