21 biletów na Rotax Grand Finals dla Wyrzykowski Motorsport. – Pomogłem zdobyć… Nie wiem jak to się dzieje. Może mam szczęście do kierowców? Czy potrafię ich nieźle przygotować i obsłużyć? Lubię to robić i jestem w tym dobry – mówi w rozmowie z Pawłem Surynowiczem Marek Wyrzykowski.
Który z finałów był dla Ciebie najbardziej udany, albo zrobił największe wrażenie?
Zdecydowanie Egipt. Mówię o całej otoczce, czyli o tym co działo się poza torem. Powitanie na pustyni, coś niesamowitego. W Stanach Zjednoczonych zrobiły na mnie wielkie wrażenie odrzutowce, które za każdym razem przy okazji odgrywania amerykańskiego hymnu przylatują i odpalają dopalacze tak, że wszystkim czapki z głów spadają.
Co???
W USA zawsze przy okazji imprezy międzynarodowej odśpiewywany jest hymn i zawsze przylatują dwa F-16 z niewielką prędkością, odpalają dopalacze i praktycznie pionowo startują w górę. Jest wtedy taki huk, jakby właśnie rozerwało niebo. Wrażenie było takie, że opadły nam szczęki. Oczywiście wszystko było perfekcyjnie dograne w czasie.
Amerykanie potrafią doskonale „sprzedawać” takie rzeczy…
Wtedy użyłem określenia na zasadzie maja rozmach s… (śmiech). Ale to było cholernie miłe i naprawdę niesamowite. Oczywiście jeszcze wiele innych rzeczy, jak ich szacunek do flagi narodowej itd.
A przypominasz sobie deszczową Walencję?
Oczywiście, takich rzeczy się nie zapomina. Pamiętam ją doskonale z racji tego co się tam stało w finale. Skasowany wóz po nieudanym starcie i naprawa gokarta praktycznie w 15 minut. Wymieniliśmy wtedy pół wózka, Karol wystartował z przedostatniej pozycji po restarcie i przyjechał na 14. miejscu. To było coś niesamowitego. Żałowałem, że nie było drugiego wyścigu (prefinał został odwołany z powodu deszczu – red.), bo mieliśmy super tempo, Karol był wtedy świetnie wjeżdżony w tor. Pamiętam oczywiście również Portimao sprzed dwóch lat, kiedy Karol i Łukasz naprawdę byli szybcy. Kiedy spojrzysz na czasy zobaczysz, że byli w Top 3, Top 5 całej stawki. To było cholernie miłe, że chłopaki jednak potrafią. Ogólnie mam wiele wspomnień.
Twój pierwszy finał?
Zrozumiałem o co chodzi wszystkim, że chcą tam być. Tak naprawdę zobaczyłem jak wielka jest to marka i jaki prestiż jest tych zawodów. Poziom sportowy zawodów był niewiarygodnie wysoki. Startują tam tylko najlepsi kierowcy swoich serii więc nie ma przypadkowych ludzi.
Czy jest Grand Finals dla mechanika?
Przede wszystkim ja traktuję tę imprezę jako wielkie wyróżnienie. I myślę, że każdy z mechaników dokładnie tak to traktuje. Tak naprawdę jest to wielkie zaufanie zawodnika do mechanika. Moim zdaniem udział mechanika w Grand Finals jest nobilitacją i prestiżem. Jeśli ktoś słyszy, że dany mechanik był na Grand Finals, to nikt nie pyta czy umie obsługiwać wóz.
Czyli najlepsi kierowcy i najlepsi mechanicy?
Dokładnie tak. Można powiedzieć, że na takie wyjazdy jeżdżą najlepsi mechanicy, poza wyjątkami oczywiście. Tacy, którzy mają zaufanie kierowców. Ale taki wyjazd jest dla mechanika również ogromnym stresem. I wielką odpowiedzialnością.
Wielu ludzi nie rozumie filozofii Rotax Max Challenge o wyrównaniu szans, o losowaniu sprzętu podczas najważniejszej imprezy. Pytają często: Jak to? To nie mogę pojechać w tej imprezie? Przyjechać na nią i wystartować? Czy jest to dobra droga i czy jest to właściwa droga? Jak ty postrzegasz tę filozofię?
Przede wszystkim moim zdaniem chodzi właśnie o wyrównanie wszystkim startującym szans. I najważniejszą rzecz. Spotkania się z najlepszymi. Nie ma tu przypadkowych kierowców. O wszystkich wiemy, że wygrali serie w swoich krajach. Więc spotykasz tam samych mistrzów i najlepszych zawodników. Jesteś wśród nich, czujesz się wyjątkowo, ale masz zapewnione te same warunki, ten sam sprzęt. Wszyscy wygrali u siebie na różnym sprzęcie, czarnym, niebieskim, czerwonym, zielonym, stuningowanym bądź nie. A tutaj wszyscy mają takie same szanse. Sprzęt jest zaplombowany, nie podlega żadnej ingerencji. I naprawdę to nie jest przypadek. Tu wielką rolę odgrywa kierowca. Nieprzypadkowo wygrywają od wielu lat te same nazwiska. Lub są na samym szczycie. I generalnie uważam, że gdyby ta zasada obowiązywała również w innych seriach, podnosiłaby prestiż tej serii. Najprościej mówiąc możemy porównać to do finałów piłkarskich mistrzostw świata. Nie ma w nich Wysp Owczych, Madagaskaru czy Fidżi tylko są najlepsze zespoły, Brazylia, Niemcy, Włochy? Nie ma tam przypadkowych graczy, tylko zwycięzcy eliminacji. Tak samo jest tutaj. Ścigasz się z najlepszymi. Przy okazji możesz się porównać, sprawdzić swoje miejsce na świecie. Ale pamiętać trzeba, że zawody rządzą się swoimi prawami. Niefart, pogoda, wypadek. To wszystko ma znaczenie, jak w każdej imprezie. Ale właśnie po to są te zawody i są co roku. Nie wyszło ci, chcesz tu wrócić i znów wystartować. Dlatego ci wszyscy zawodnicy chcą tu wracać. Ścigają się w różnych seriach, wygrywają, bo chcą być znów w Grand Finals.
Mechanicy też chcą wracać?
Oczywiście. Przypomnę choćby sytuację z Włoch z ostatniego roku, gdzie był tam jeden z mechaników, nie obsługiwał nikogo, ale po prostu chciał tam być. Znam wiele takich przypadków. Ludzie tam przyjeżdżają, chcą poczuć tę atmosferę. Ale są też i tacy, którzy mówią: o co im chodzi. O czym oni wszyscy mówią? Co to właściwie jest ten Grand Finals? Pamiętam sytuację sprzed dwóch lat kiedy na finał przyjechała po raz pierwszy delegacja z PZM-otu. Ci ludzie byli pod ogromnym wrażeniem, że tak to właśnie wygląda, że tak działa, że jest takie ogromne i że to wielkie wyzwanie logistyczne. I wszystko jest zapięte na ostatni guzik.
Nieprzypadkowo z tobą właśnie rozmawiam, bo ty zdobyłeś 21 biletów na Grand Finals, najwięcej z wszystkich w Polsce…
Pomogłem zdobyć… Nie wiem jak to się dzieje. Może mam szczęście do kierowców? Czy potrafię ich nieźle przygotować i obsłużyć? Pewnie jest to wspólna wielu składników. Nieskromnie powiem, że lubię to robić i jestem w tym dobry. I nie chcę tego zmieniać, bez względu na mój wiek. Dobrze się z tym czuję.
Jaka jest recepta na to by wracać co roku na Grand Finals?
Powtarzalność i wytrwałość. To jest klucz. I oczywiście forma. Przede wszystkich jest to zawodnik i jego przygotowanie fizyczne i mentalne oraz sprzęt, który w tym wszystkim ma odgrywać coraz mniejsza rolę.
Jak myślisz dlaczego wielu ludzi bagatelizuje Grand Finals i nie chce ufać tej filozofii, by to większy ciężar spoczął na barkach kierowcy? Z czym to jest związane? Z pieniędzmi? Strachem porażki?
Najprawdopodobniej tak jest. Wydaje mi się, że mówią tak ludzie, którzy nigdy tam nie byli. A jeżeli pojadą i tutaj wygrywali, a tam są gdzieś daleko z tyłu, to nie znaczy, że są słabi. To znaczy, że budżet, którym na co dzień dysponują, bo nie oszukujmy się, budżet pozwala częściej zmieniać silniki, opony, podwozia, pozwala na osiąganie lepszych wyników, na Grand Finals nie wystarczy. Tu wszyscy mają podobne szanse i identyczny sprzęt. Myślę, że wszyscy ludzie, krótszy tak mówią po prostu się boją.
Jak to się stało, że zaangażowałeś się w serie Rotax max Challenge?
Słynny Andrzej Szczepanik. To przez niego. Pracowałem z Andrzejem przy jego teamie. Wcześniej jeździłem w Easykarcie. Widziałem jak to wszystko jest nietrwałe i się psuje. Pewnego razu Andrzej zaprosił mnie do współpracy, tak naprawdę do pracy przy tworzeniu Rotaxa w Polsce. I nie dowierzając, czekając na ten wybuchy, awarie, postanowiłem zaangażować się w Rotaxa. Przyglądałem się i dziwiłem jednocześnie jakie to są niesamowite sprzęty. Ale zaszczepił to we mnie Andrzej, to zaangażowanie i pracę przy Rotax Max Challenge.
Grand Finals obchodzi w tym sezonie pełnoletność. Przez lata miałeś kierowców, którzy później do ciebie wracali jako mechanicy, inżynierowie. Karting to dyscyplina całego życia, prawda?
To niesamowite gdy patrzę jak dorastają te chłopaki. Najpierw są bardzo młodzi, mają śmieszne problemy z perspektywy dorosłych. Są kierowcami. Potem znikają, odchodzą. A potem często wracają, są mechanikami, uczą nowych kierowców, a ja muszę uczyć się z nimi współpracować jako szef. Doprawdy to niesamowite. Mnóstwo razy dzwonią, pytają, proszą: doradź. Z perspektywy tych wszystkich lat widzę jakie to niesamowite i jaki to już kawał świetnej historii. To wszystko napędza.
I wstajesz rano pewnego dnia i myślisz, że w tym roku w listopadzie jest Grand Finals. Musimy tam być…
Tak.
Rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS