Niedawno byliśmy świadkami kolejnej rundy Rotax Euro Challenge. Czołowi kierowcy serii Rotaxa spotkali się we włoskim Castelletto di Branduzzo, by rywalizować o kolejne punkty w klasyfikacji. Obserwatorom nie mogło umknąć znakomite zwycięstwo Holendra Richarda Verschoora, który w fantastycznym stylu poradził sobie z 45 rywalami. I w przenośni i dosłownie…
Europejska impreza Rotax Euro Challenge należy do najbardziej prestiżowych zawodów na naszym kontynencie. Dość powiedzieć, że startują w niej znakomici kierowcy, to jeszcze sama organizacja i poziom rozgrywek stoją na bardzo wysokim poziomie. We Włoszech nie mogło umknąć nam fantastyczne zwycięstwo holenderskiego kierowcy Richarda Verschoora, który w stylu charakterystycznym dla najlepszych wygrał kategorię seniorską. Swój marsz na pierwsze miejsce zaczął od …ostatniej pozycji w czasówce.
Verschoor należy do ścisłej czołówki tej kategorii. Chciałoby się powiedzieć, że nic w tym dziwnego, że wygrał w Castelletto. Jednak droga, jaką przeszedł Holender w tych zawodach powinna stanowić wzór dla jego młodszych kolegów z całego kontynentu. Przede wszystkim, w mojej ocenie, Verschoor obalił mit, który szczególnie w Polsce panuje w kartingowym środowisku: „z ostatniej pozycji w tak licznej kategorii wygrać się nie da”. Otóż da się i to z przewagą prawie półtorej sekundy na mecie w wyścigu finałowym.
Co jakiś czas obserwujemy wyczyny podobne do tego, czym uraczył nas Verschoor w Castelletto. Pamiętam jak dziś jazdę Francuza Armanda Conversa w Lonato, w tamtejszym Winter Cup, w roku 2013. Przecierałem oczy ze zdumienia będąc naocznym świadkiem wyczynów Conversa, który po wyścigach kwalifikacyjnych plasował się na 37. pozycji. A więc, by myśleć o starcie w grupie finałowej zawodów musiał wywalczyć awans w repasażu. Ruszył w tym wyścigu z dziewiątej pozycji i bez większych problemów wygrał go w dobrym stylu. Później było już tylko lepiej. Prefinał zakończył na ósmym miejscu, startując z 29., a w finale przyjechał na metę jako drugi! Max Verstappen, który wówczas zwyciężył, był tego dnia nie do pokonania nawet dla Armanda, należącego zdecydowanie do najszybszych kierowców tamtej imprezy.
W miniony weekend w Castelletto Verschoor został zdyskwalifikowany po treningu oficjalnym, za przekroczenie wagi o …200 gram. W takich przypadkach na Euro Challenge nie ma odstępstw. Popularny „dysk” pozbawił Holendra dobrej czasówki i sprawił, że kierowca musiał walczyć w wyścigach kwalifikacyjnych startując z końca stawki każdego z nich! Jaki był efekt? Dwa miejsca 11. i jedno 4. Łącznie 26 punktów i 17. pozycja w stawce po kwalifikacjach. Prefinał Verschoor pojechał wzorowo. Linię mety przekroczył na ósmym miejscu, by z tego samego, później, rozpocząć walkę w wyścigu finałowym, decydującym o zwycięstwie w zawodach. Oczywiście wygrał, zostawiając za sobą takich kierowców jak Jordon Lennox-Lamb, Rinus van Kalmthout czy Brett Ward, którzy ruszyli z pierwszych pozycji.
Gdy obserwowałem w miniony weekend Holendra Richarda Verschoora, przypomniałem sobie tamtą imprezę w Lonato i jazdę Armanda Conversa. Wyczyn tych dwóch kierowców to niezbity dowód, że można. I to w jakim towarzystwie. Tak potrafią kierowcy kompletni, ci, którzy mierzą wysoko. Oczywiście specyfika imprez europejskich czy światowych jest zupełnie inna niż tych w Polsce. Tam, po słabej czasówce jest szansa odrobienia strat w wyścigach kwalifikacyjnych, repasażu. U nas ten system nie działa, ale doskonale pamiętam również przypadek z ostatnich lat, kiedy kierowca potrafił wygrać startując z końca. Hubert Kalinowski kilka lat temu w Starym Kisielinie. Jednak Ci z Was, którzy „siedzą” w kartingu znacznie dłużej ode mnie pamiętają pewnie jednego z dobrze zapowiadających się młodych kierowców, który mimo najlepszej czasówki, startował z końca. Aby nauczyć się walki z rywalami. Oczywiście wygrywał. To Robert Kubica, późniejszy kierowca z super licencją w F1.
fot. Alexandros Vernardis (TheRaceBox)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS