
W 2006 roku Andrzej Szczepanik został promotorem serii Rotax w Polsce. Rotaxa promował do końca roku 2010, gdy w promocję zaangażował się Piotr Parys. O powstaniu Rotax Max Challenge w Polsce, niemieckich doświadczeniach z kartingiem i początkach kartingowych karier synów Tobiasza i Patryka, z właścicielem firmy Tobikart rozmawia Paweł Surynowicz
Skąd wzięło się Pana zainteresowanie kartingiem?
Całkiem przypadkowo. Razem z bratem Markiem mieszkaliśmy na stałe w Niemczech. Tam również urodziły się nasze dzieci. Pierwszy mój kontakt z kartingiem był więc za zachodnią granicą. To było pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Marek pracował wówczas na jednym z torów halowych, był tam głównym mechanikiem. Osobą odpowiedzialną za cały sprzęt, czyli silniki, wszelkie ustawienia i przystosowanie wózków do jazdy. Siłą rzeczy, ja również byłem częstym bywalcem toru, na którym swoje pierwsze kroki stawiał Tobiasz. Cały czas chodziło mi po głowie, aby samemu skonstruować wózek, który posiadałby niezbędne walory do szybkiej jazdy. Po pewnym czasie dostaliśmy propozycję od właścicieli toru, aby przygotować własną ramę. To było dla nas prawdziwe wyzwanie, któremu, powiem nieskromnie, sprostaliśmy w stu procentach. Wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nasze wózki wezmą udział w mistrzostwach Niemiec patronowanych przez Hondę. Były to ostatnie zawody rangi krajowej. Powstała cała flota w liczbie ponad siedemdziesięciu gokartów. Pisała o nas niemiecka prasa. Wszyscy dziwili się, że Polacy potrafią skonstruować wózek, który rywalizować będzie z produkcjami włoskimi czy niemieckimi. To był dla mnie ogromny zaszczyt. Później pojawiły się kolejne zamówienia. Ale chciałbym podkreślić, że obecnie wszystko poszło w złym kierunku. Wózki halowe są za ciężkie. Być może na otwartych, długich torach jest im łatwiej, ale na hali, gdzie tor jest ciasny i kręty, wózek musi ważyć mniej, musi być lekki. Ważny jest po prostu aspekt sportowy.
Wywiad z Andrzejem Szczepanikiem ukazał się w magazynie Polski Karting nr 4/2011, we wrześniu 2011 roku. Wszelkie Prawa Zastrzeżone © Copyright by Polski Karting
Przejdźmy zatem do sportu. Pana zaangażowanie w sport kartingowy w Polsce jest znaczące. Mam rozumieć, że to właśnie doświadczenia z Niemiec odegrały kluczową rolę?
W 2001 roku wróciłem z rodziną do Polski. Powołaliśmy do życia halowy tor w Lublinie, który istniał do 2005 roku. Prowadząc go i mając do dyspozycji synów, którzy większość czasu spędzali na torze, naturalnym było zaangażowanie w sport. Tobiasz i Patryk zaczęli zdobywać umiejętności, a każdy mówił, że doskonale sobie radzą i szkoda by było, aby nie spróbowali rywalizacji na prawdziwym torze. Pierwsze zawody, w których wystartowaliśmy odbyły się w 2004 roku w Biłgoraju. Patryk był wówczas drugi w kategorii E60 i to był niezwykle udany debiut. Z kolei Tobiasz wystartował w starszych klasach, Junior Rok i ICA. Potłukł sobie wtedy żebra, bo przez nasze niedoświadczenie nie ubraliśmy go w kamizelkę. Nie wiedzieliśmy, że są aż wielkie przeciążenia. Pamiętam, że w Roku Tobiasz był czwarty i to był też sukces. Tak się zaczęło. Później przywoziliśmy już puchary z każdych zawodów.
Skąd pomysł żeby zaangażować się w Rotax?
Nasze drogi się zeszły w 2006 roku. Kontakt z Rotaxem miałem już wcześniej, mieszkając w Niemczech. Później pojechaliśmy na zawody do Niemiec i spotkaliśmy się z przedstawicielami firmy. Zaproszenie do współpracy wyszło od Austriaków. Widać było, że interesuje ich polski rynek. Już wtedy Rotax funkcjonował w prawie pięćdziesięciu krajach na świecie, a Polska stanowiła białą wyspę na ich mapie. Już po pierwszych rozmowach Austriacy zadecydowali, że podpiszą z nami umowę. Zaczynaliśmy praktycznie od zera. Najpierw ścigało się zaledwie dwunastu zawodników, potem dwudziestu, dwudziestu pięciu i tak dalej. Liczba zainteresowanych tą klasą stopniowo rosła. Rotax jako klasa wyścigowa jest dobrym materiałem, przynajmniej ja w to uwierzyłem. Wiem, że w naszej mentalności jest, aby coś podkręcić, ztuningować. Myślę, że to błędny kierunek w kartingu. Zawodnik w takiej sytuacji nie do końca decyduje o wygranej. To jest przykre, ale tak jest. Zaczynają wygrywać budżety. A Rotax z roku na rok zmniejsza ilość zmiennych części, aby właśnie nie sprzęt decydował o zwycięstwie, a zawodnik. W przyszłym roku, na przykład, będzie dozwolony tylko jeden gaźnik. Karting to nie formuła, tu wychowuje się kierowców, a nie tunerów i mechaników.
nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nasze wózki wezmą udział w mistrzostwach niemiec patronowanych przez hondę. o popularności tej zabawy niech świadczy fakt, że w eliminacjach wzięło udział 50 tysięcy zawodników!
Po kilku latach Rotax zmienił promotora w Polsce, dlaczego?
Głównie ze względów finansowych. Rotax chciał mieć w Polsce partnera, który zainwestowałby spory budżet w promocję tej kategorii. Stąd podjęliśmy trójstronne porozumienie z Austriakami i Piotrem Parysem, właścicielem firmy Parys, o przejęciu ciężaru promocji Rotaxa przez Piotra. To było bardzo dobre działanie, bo myślę, że w rękach Piotra, za dwa, trzy lata Rotax w Polsce będzie potęgą. Cieszę się, że dołożyłem znaczącą rolę w rozwoju tej kategorii. Myślę, że przez cztery lata przygotowałem odpowiedni grunt. Rotaxem ścigało się już czterdziestu zawodników. Poza tym nie zapominajmy, że w Polsce z powodzeniem funkcjonowały inne klasy kartingowe i była rywalizacja o zawodników. Gdy pojawił się Rotax, Rok był już mocno rozwinięty.
Czy promotorzy prowadzą wojnę o zawodników?
Myślę, że nie. Ale to prawda, że głównym moim atutem na początku było to, że miałem swoich zawodników. Dobry był pomysł z halami kartingowymi. Organizowaliśmy imprezy i dla zwycięzcy halowych zawodów w nagrodę organizowaliśmy darmowe testy w Rotaxie na torze wyczynowym. To chwyciło, dlatego, że przesiadka z gokarta halowego do wyczynowego, to potężny krok do przodu dla kogoś kto chce zainteresować się kartingiem. Z kolei zawsze mnie to bolało, że na początku nie mieliśmy odpowiedniego wsparcia ze strony PZM jak na przykład klasa KF. Było wręcz odwrotnie.
Czy nie rozważaliście takiej opcji, by jako dystrybutorzy spotkać się i uzgodnić najlepsze rozwiązanie dla rozwoju kartingu w Polsce?
Można rozmawiać, ale nie da się wszystkiego pogodzić. Z prostej przyczyny. Decyzji nie podejmuje organizator serii czy promotor zawodów tylko klient czyli zawodnik. Zawsze uważałem, że to zawodnik zadecyduje gdzie chce jechać. Myślę, że dla wielu zawodników przesiadka do Rotaxa to był inny świat. Nie chodzi tylko o silnik, ale także o ramę. Wiadomo, że Rotax może jechać na każdej ramie.
Karting to nie formuła, tu wychowuje się kierowców, a nie tunerów i mechaników
Skoro Rotax jest tak dobry, to wszyscy na świecie powinni nim jeździć?
Kategorią międzynarodową jest KF. Panuje przeświadczenie, że „to jeździ na zachodzie, więc musi być promowane i u nas. Reszta jest „be”. Zupełnie tego nie rozumiem i nie mogę już tego słuchać. Czy lepszą nauką jest jazda wśród dwudziestu zawodników czy czterech? Dla mnie są to po prostu jakieś brednie. Jeżeli jedziemy w Euro Challenge, gdzie w stawce jedzie siedemdziesięciu zawodników, wbicie się do pierwszej dziesiątki, to naprawdę wyczyn. A najprostszym dowodem jest to, że w tej chwili w teamach fabrycznych zarówno w Tony Karcie i CRG najlepsi kierowcy pochodzą z wyścigów Rotaxa.
Po nawiązaniu współpracy z firmą Parys skupiliście się na pracy przy gokartach halowych?
Cały czas rozdzielam od siebie karting halowy i wyczynowy. To jest coś innego i pod kątem biznesowym i każdym innym. Natomiast można osiągnąć przepiękne efekty, gdy będzie odpowiednie wykorzystanie potencjału zawodnika i przeniesienie go z hali na tor wyczynowy. To jest sposób na wyłapywanie dobrych zawodników, talentów. Na przykład Toni Nowosad to jest dziecko naszego toru halowego w Lublinie. Ale są inne przykłady z innych hal, Adrian Różycki czy Karol Lubas.
Kategoria seniorska Rotax Max za czasów Andrzeja Szczepanika i Piotra Parysa – 24 kierowców. Fot. Jakub Iwo Zalewski (Polski Karting).
Czy ma Pan jakieś konkretne plany na najbliższą przyszłość jeśli chodzi o Rotax Max Challenge w Polsce?
Myślę, że dobrym pomysłem będzie zrobienie troszeczkę większego teamu, który by obsługiwał sześciu lub ośmiu zawodników. Ten pomysł jest propozycją Thomasa Neuberta, z którym współpracujemy i znamy się już przeszło piętnaście lat. Thomas jest bardzo dobrym specjalistą, podobnie jak był kierowcą kartingowym. Kiedyś przecież był mistrzem Europy. Bardzo mu się w Polsce podoba. Jest obecny na każdych zawodach w Polsce. Jak tylko jest hasło wyjazdu do Polski, wsiada w samochód i jedzie na zawody. To taka dusza słowiańska.
Pana syn Seweryn Tobiasz należy do najbardziej utalentowanych zawodników kartingowych swojego pokolenia. Ale ostatnio nie jest obecny w polskim Rotax Max Challenge. Kiedy wróci na tor?
Myślę, że w przyszłym sezonie Tobiasza znów zobaczymy na torze kartingowym. Jest bardzo utalentowanym zawodnikiem i doświadczonym kartingowcem. Często jest tak, że mechanik się trochę gubi w ustawieniach, a niedoświadczony jeszcze zawodnik nie potrafi przekazać wszystkich niezbędnych informacji z pobytu na torze, zachowania wózka. Wtedy właśnie ktoś taki jak Tobiasz, który ma olbrzymie doświadczenie, jest super lekarstwem na takie sytuacje. Takich zawodników jest bardzo mało. A wiem, że ciągnie go z powrotem na tor.
Jaką wróży Pan przyszłość Rotaxowi w Polsce?
Myślę, że przyszłość tej marki w naszym kraju jest już nie zagrożona. Jest coraz więcej zawodników, którzy doceniają walory tego sprzętu. Materiały, z których produkowane są silniki są naprawdę niezwykle wytrzymałe. Mają naprawdę wielogodzinne gwarancje wytrzymałości. Wystarczy tylko zerknąć na katalogi. Firma nie wymieniła przez ostatnie lata żadnych podzespołów. To świadczy tylko o tym, że się sprawdzają i są wytrzymałe. Poza tym koszty utrzymania sprzętu opartego na Rotaxie są nieporównywalnie mniejsze niż w innych klasach. Właśnie z uwagi na to jestem spokojny o tę kategorię w naszym kraju. Rotax sam się obronił.
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Jakub Iwo Zalewski (Polski Karting)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS