Węgierski organizator serii Rotax Central Eastern Europe Max Challenge poinformował, że w sezonie 2024 kierowcy nie będą korzystać z losowanych silników. To powrót do sytuacji sprzed kilku lat. W rozgorzałej dyskusji pod postem na facebooku komentujący wieszczą koniec serii.
„#uwagapadok: Od 2024 roku w serii CEE-RMC będzie obowiązywać nowa zasada: BRAK LOSOWANIA SILNIKÓW‼ Zespoły/kierowcy mogą ścigać się z własnymi silnikami we wszystkich kategoriach.
Oficjalny regulamin techniczno-sportowy Rotax na rok 2024 jest już dostępny na naszej stronie, zapraszamy do zapoznania się z nim:
kartingcee.eu/regulations” – brzmi komunikat na oficjalnym profilu społecznościowym serii, który jest głównym kanałem informacyjnym organizatorów z zawodnikami.
Informację tę „podał dalej” również oficjalny profil polskiego dystrybutora Rotax, pod którą rozgorzała dyskusja.
„Dobrze znana polskim kierowcom seria CEE Rotax Max Challenge kończy z losowanymi silnikami.
Jaka jest Wasza opinia na temat silników, lepiej startować na własnym, losowanymi dla całej stawki, a może tylko pierwszej 5,10 w generalce?” – brzmi pytanie na profilu polskiej serii.
Zdecydowana większość komentarzy pod tym postem jest negatywna, w kontekście zmiany regulaminu węgierskiego organizatora. Królują opinie o powrocie do „wyścigu zbrojeń”, większych kosztach uczestnictwa związanych z tuningowaniem silników oraz powrotem na padok tunerów silnikowych. Komentują głównie mechanicy, szefowie teamów i rodzice.
„Wyścig zbrojeń , tunery w padoku i diametralne zwiększenie kosztów jeśli ktoś będzie chciał się liczyć w klasyfikacji. Tyle to zmieni.”
„Zawody zmieniają się w wyścig tunerów a nie zawodników”
„Szkoda, bo były to całkiem fajne zawody, na fajnych torach z odpowiednim zapleczem w odróżnieniu do niektórych naszych krajowych.” – to najpopularniejsze z nich.
Jednak jest wśród komentarzy również wypowiedź jednego z kierowców. Dawid Maślakiewicz, jeden z czołowych zawodników polskiej serii (2. miejsce w DD2) oraz Rotax CEE (2. miejsce w DD2) ma zupełnie inne zdanie na ten temat:
„Z mojego punktu widzenia (jest to subiektywna perspektywa) miałem inne odczucia niż większość wypowiadających się tutaj. Ścigałem się zarówno na silnikach losowanych jak i własnych, a dodatkowo były to różne imprezy na różnym poziomie. Moje spostrzeżenie to to że na silnikach własnych walka o czołowe miejsca jest bardzo równa. WYDAJE mi się że wynika to z tego że silniki kiedy są wygórowane do maksimum tej konstrukcji w granicach regulaminu są wtedy bardzo równe, bo każdy (w czołówce) ma takie silniki. Za to w przypadku losowanych miałem wrażenie że jest mniejsza rozbieżność między najgorszym silnikiem w stawce, a najlepszym, ale powodowało to sytuacje kiedy ktoś kto walczy o pierwsze miejsce nagle dostaje ten najgorszy. Prawda że jest on bliski osiągami reszty, ale ta drobna różnica robi bardzo dużo kiedy liczy się walka o wygraną.
Także każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy i wychodzę z założenia że nie ma sensu, aż tak wyolbrzymiać tego problemu. No i powtórzę, to moje zdanie, a nie stwierdzenie że tak jest i tyle.” – napisał Dawid Maślakiewicz.
Odsyłamy do dyskusji na profilu Rotax Max Challenge Poland.
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS