Paweł Kołodziej należał w miniony weekend do najszybszych na torze Sadkarting w Białymstoku, gdzie rozegrano Kartingowe Grand Prix Białegostoku. Wystąpił w kategorii Max, jednak w finale miał pecha. Awaria techniczna pozbawiła go możliwości walki o zwycięstwo.
Jak oceniasz zawody na torze Sadkarting?
Zawody bardzo udane. Widać było ogrom pracy włożonej w przygotowania i organizację. Bardzo dobra decyzja z zaproszeniem Sławka Murańskiego do sędziowania. Fajna atmosfera wśród zawodników, pyszny catering. Same plusy w tych kwestiach. Niestety pogoda nie do końca dopisała, ale to nie wina organizatorów. Super decyzja w sprawie wyścigów w mokrych warunkach… tam było widać kto panuje nad kierownicą i gazem. Wielkie gratulacje dla uczestników.
Jednym słowem – mnie się podobało, pomimo pecha, który mnie spotkał w finale. Podobało mi się też, że można było porozmawiać z promotorem Rotax Max Challenge Poland, że można było zobaczyć profesjonalne wózki Kuby Rościa z JR Racing. Widać było, że zainteresowanie Rotaxem było spore.
Podobało mi się też, że można było porozmawiać
z promotorem Rotax Max Challenge Poland.
Widać było, spore zainteresowanie Rotaxem.
Na co dzień jesteś mocno związany z kartingiem halowym. Jesteś jednym z właścicieli hali kartingowej, jesteś również autorem systemu zarządzania chronometrażem, który wspomaga biznes kartingowy na halach. Sam startujesz w zawodach. Skąd u Ciebie zainteresowanie kartingiem?
Odkąd pamiętam, zawsze uprawiałem jakiś sport. Lubię rywalizację, lubię treningi, uwielbiam zawody. Do gokarta trafiłem zupełnie przypadkiem. Interesowałem się motosportem, bawiłem się w wyścigi na symulatorach… Pewnego dnia, razem z paczką przyjaciół wybraliśmy się kibicować do Warszawy na Barbórkę. W okolicach 2007 roku. W przerwie pomiędzy odcinkami znajomi zabrali mnie do Imoli na gokarty. Pierwszy raz w wózku halowym, a ja nie bardzo odstawałem od kierowców wyczynowego kartingu. Potem powstał tor na parkingu w moim mieście, Lublinie. Zacząłem startować w ligach lokalnych, potem wyjazdy do stolicy. Poznałem fantastycznych ludzi z halowego kartingu. I tak od wyścigu do wyścigu pojawił się pomysł na biznes. GokartSystem, potem Racing Center w Łodzi. Chyba jestem szczęśliwym człowiekiem, bo mogę pracować tak jak lubię i w pracy robić to, co lubię.
Obserwujemy cię również w wielu międzynarodowych imprezach. Karting chyba pochłonął cię zupełnie, ale to zrozumiałe, bo motosport wciąga. Nie myślałeś o tym aby zdobyć licencję i ścigać się o najważniejsze trofea?
Pewnie, że myślałem… nie raz myślę. Kupiłem sobie Subaru z myślą o startach w KJS czy Rally sprintach. Niestety do tej pory nie znalazłem czasu na ani jeden start. Brałem udział w testach wyczynowymi gokartami. Z motosportem jest niestety tak, że trzeba mieć pieniądze, czas i choć odrobinę talentu. Ja, żeby mieć pieniądze muszę dużo pracować i przez to nie mam czasu. Z kartingiem halowym jest tak, że potrzeba na niego trochę mniej czasu niż na inne serie. Ja dodatkowo w bardzo wielu przypadkach łączę pracę ze startami. Co do stwierdzenia „najważniejsze trofea” to uważam, że w hali tak właśnie robimy. Zawody halowe są na bardzo wysokim poziomie, są mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, prestiżowe zawody drużynowe, jest SWS. To naprawdę jest poważny sport i jak w każdym innym można tu osiągnąć wielkie sukcesy. Ja traktuję zawody poważnie i zawsze wchodzę do gokarta z poważnym nastawieniem na walkę. Ci co mnie znają, wiedzą, że za każdym razem walczę o P1.
Wróćmy do białostockiej imprezy. Cy zobaczymy cię w kolejnych odsłonach Grand Prix?
Bardzo bym chciał. Dobrze mi szło, uzyskałem bardzo dobry czas w Qual i po odwołaniu trzeciej sesji kwalifikacyjnej startowałem z P2 w finale. Niestety w wyścigu zawiódł sprzęt i nie ukończyłem walki z Arturem i Michałem. Na pewno będę chciał się odegrać w kolejnej rundzie. Jeśli tylko czas pozwoli, to na pewno zobaczymy się podczas kolejnej rundy.
Rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Grzegorz Chuczun, Paweł Surynowicz (Polski Karting), Racing Center Łódź
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS