Sławomir Sikora był naszym rozmówcą podczas zawodów Rotax Max Challenge Poland w Bydgoszczy [wywiad wideo poniżej]. Postanowiliśmy porozmawiać jeszcze raz ze Sławomirem Sikorą, który jest obecnie najstarszym zawodnikiem ścigającym się na polskich torach.
W Toruniu po raz pierwszy stanął na podium w swojej kartingowej karierze. Niewielu jednak wie, że Sławomir Sikora zawodowo zajmuje się edukacją. Pracuje z warszawską młodzieżą. Był nauczycielem języka polskiego, a dziś kieruje słynnym Gimnazjum Społecznym nr 20 w Warszawie przy ulicy Raszyńskiej.
Skąd pomysł na to, żeby się zaangażować w motorsport?
Moja obecność w kartingu jest zupełnie przypadkowa. Kilka lat temu pojawił się nowy tor w Warszawie na Jagiellońskiej, obecnie A1 Karting. I u Tomka Senkowskiego i Marcina Bartoszuka zacząłem się bawić.
Ale chyba ta chęć zabawy nie wzięła się znikąd?
Nie będę ukrywał, że to lubię. Zawsze jak mi się pojawiał na horyzoncie kawałek toru i widziałem gokarta, oczywiście nie takiego jakim jeżdżę dzisiaj, to zawsze mnie tam ciągnęło. Odzywała się we mnie chyba jeszcze taka pasja dziecka, chłopca, który kawal życia nie mógł się w tym zrealizować, a dzisiaj już tak.
Przyznam się, że kilka razy zdarzyło mi się jechać za pięknym autem w pobliżu torów, efektownym Mini Cooperem. Myślałem sobie, na pewno jakiś człowiek, który z pewnością jest zainteresowany kartingiem i warto by było z nim porozmawiać. A później okazywało się, że z tego auta wysiadał kierowca kartingowy, Sławomir Sikora. Zacięcie motosportowe widać tez w twoim życiu codziennym…
Te „miniaki” były kiedyś reklamowane, jako „kartingowa radość z jazdy” (śmiech)… A więc to jakoś musiało zaskoczyć.
Masz jakieś tradycje motosportowe w rodzinie?
Nie. O ile mi dobrze wiadomo jestem pierwszy w rodzinie, który ma kontakt z motosportem.
I ostatni?
Mam nadzieję, że nie. Moja najstarsza córka chyba już nie do końca będzie zainteresowana, ale ta, która ma sześć lat, myślę, że tak. Co prawda przez dwa lata wzbraniała się, żeby założyć kask na głowę. To był jedyny mankament, bo jeździć chciała, natomiast dwa miesiące temu zdecydowanie jej się odmieniło i teraz to ona mnie wyciąga na „halówkę”, że koniecznie chce pojeździć, więc miejmy nadzieję, że nie będę ostatni.
Jesteś dyrektorem szkoły. Czy twoi podopieczni wiedzą o twoim hobby?
Część wie. Nie wypisałem sobie tego na czole, ale nie mam zamiaru tego ukrywać. Ci, którzy są moimi znajomymi na Facebooku czasami mnie podpatrują. Moja klasa, w której jestem wychowawcą doskonale wie. I sympatycznie się jakoś zrobiło, nie spodziewałem się tego, bo śledzą kolejne rundy Rotaxa. Ostatnio po Bydgoszczy mnie dopytywali, „a jak to było w Bydgoszczy…”
A wiedzą, że było podium na inaugurację? Był tort?
Wiedzą. Zrobili mi nawet niespodziankę na moje urodziny, a Toruń był dokładnie trzy dni po moich pięćdziesiątych urodzinach. Więc zaraz po przyjeździe z Torunia miałem niespodziankę, a przy okazji się pochwaliłem, że taki mały prezencik mi się udało zdobyć.
Jaka jest szansa na to, by nasza młodzież zainteresować motosportem? Aby poprzez to zainteresowanie wypracować nowy model kultury motoryzacyjnej. Widzisz jakieś pole do działania w takiej materii?
Po pierwsze kluczem są ciekawi ludzie. Tak jak w szkole w relacji nauczyciel – uczeń. Tu chyba już od dwustu lat się nic nie zmieniło. Jeśli jest dobra chemia w między nauczycielami a uczniami, to bez względu na przedmiot nauczyciel jest w stanie pociągnąć ucznia za sobą. Myślę, że gdyby działo się to o czym mówisz w przestrzeni szkolnej albo międzyszkolnej to fajny człowiek, który potrafi o tym opowiadać z pasją i wywiąże się „chemia” to byłaby połowa sukcesu. Druga połowa sukcesu to nadal, niestety, kwestia dobrze zbudowanej struktury sponsoringu dla młodzieży. Bardzo często jest tak, jak widzę wśród młodych ludzi na torze, którzy mają sponsorów w osobach swoich rodziców, a to powoduje, że jest to bardziej elitarne niż egalitarne.
I jest to zbyt duże obciążenie dla rodzinnych budżetów…
Niestety tak, choć jak mówią znawcy karting jest najtańszym sportem motorowym. Później poprzeczka już rośnie. Ale obciążenie może być znaczące, to prawda.
A co na to rodzina, że tatuś się ściga?
Różnie bywało. Teraz jest znacznie lepiej niż przed rokiem, bo przedsezonowe treningi przygotowujące do ściganie były akceptowalne (śmiech). Ale w ubiegłym roku było ciężko. Powiedzmy, że tworzyły się pewne napięcia dotyczące moich wyjazdów, na przykład na cztery dni i zostawiania z dwójka dzieci mojej partnerki. Jest na pewno element poświęcenia, po stronie rodziny także.
Próbowałeś zorganizować wyjazd rodzinny na weekend wyścigowy?
Ależ oczywiście, że tak. Jeśli będzie możliwość to jedziemy, oczywiście. Jest pewien element zrywania się ze szkoły i ustawiania rodzinnych planów, ale w Toruniu na przykład wszystkie moje dziewczyny były, łącznie z babciami. Był pełny weekend rodzinny…
Wszystko jasne, stąd podium…
Taaak! Teraz muszę ściągnąć do Słomczyna ten sam skład (śmiech) i powtórzyć sukces.
Rozmawiał Pawel Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS