Po pierwszym weekendzie wyścigowym był jednym z głównych faworytów do zdobycia pucharu Polski Rok w kategorii GP. W klasyfikacji generalnej prowadził dość długo, aż przyszedł pechowy weekend pucharowy w Zielonej Górze. Adrian Marcinkiewicz jest chyba największym pechowcem mijającego sezonu. W Lonato też go nie zobaczymy, ale z przyczyn poza sportowych.
Adrian Marcinkiewicz od kilku lat zalicza się do czołowych kierowców najstarszej kategorii Rok Cup Poland. W minionym sezonie był drugi. W tym roku również skończył na drugiej pozycji. Pech chciał, że z murowanego faworyta stał się wielkim przegranym tegorocznego sezonu, choć początek miał świetny. Z pochodzącym z Zielonej Góry kierowcą zespołu ACR, rozmawialiśmy przed światową imprezą Rok Cup International w Lonato.
Jakie masz odczucia jeśli chodzi o tegoroczny sezon?
Czuję lekki niedosyt. Do zawodów w Zielonej Górze miałem sporą przewagę. W Zielonej Górze pech, dwa defekty, stracone wszystkie punkty. I Poznań, ostatnia runda. Utrata całkowicie wszystkich punktów. Mistrzostwa Polski również miałem przegrane. Myślałem, że da się uratować puchar, ale niestety nie udało się. Miałem sporego pecha w tym sezonie.
Można powiedzieć, że jakieś fatum ciążyło na tobie po półmetku sezonu.
Wszystko się zaczęło od mistrzostw Polski. Ten dzwon w czwartym wyścigu. Zielona Góra mogłaby być lepsza, bo ja ani w czwartek ani w piątek nie trenowałem, bo nie miałem możliwości. Ból żeber sprawił, że nie mogłem ani przetestować silnika, ani nic zrobić. Pojechałem na treningowym silniku i się skończyło jak się skończyło. Nic się nie udało ujechać. Przedfinały OK, nawet z tymi żebrami bolącymi. Dojechałem do mety trzeci, ale w finałach było fatalnie. Nie zdobyłem w ogóle punktów. Dwukrotnie zalałem silnik.
Miałeś znakomity początek sezonu. Wielu obserwatorów już po kilku rundach mówiło, że jesteś murowanym faworytem do zwycięstwa.
Tak, wstrzeliłem się w Toruniu, wstrzeliłem się w Bydgoszczy. W pierwszej Zielonej Górze też było OK. Miałem tam tylko jeden nie znaczący incydent. Wszystko pogrzebał drugi weekend w Zielonej. „Pucharowa” Zielona Góra namieszała najwięcej, no i mistrzostwa Polski. Od tego się zaczęło. Także myślę, że tutaj jest pies pogrzebany. Ale trudno.
Jesteś kierowcą z Zielonej Góry, podobnie jak Daniel Zając, z którym ostatecznie rywalizowaliście o główne trofea w tym roku.
Zgadza się.
Jakbyś ocenił cała rywalizację w tym roku, jeśli chodzi o cały sezon?
Moim zdaniem była to doskonała rywalizacja, bo po Toruniu, gdy wygrałem zawody, pomyślałem, że nie będzie się z kim ścigać. Ale wszystko się zweryfikowało. Wszyscy się ogarnęli. Z Danielem Zającem była bardzo fajna rywalizacja. W drugiej połowie sezonu dołączył się do niej Mariusz Szymczak. I powiem, że wszyscy zawodnicy od czwartego miejsca w górę konkurowali z nami na równi. Sebastian Lotz w Poznaniu był bardzo groźny, jechał bardzo dobrze. Wraz z końcem sezonu było coraz bardziej ciekawie. Czysto, przejrzyście, bez żadnych niepotrzebnych incydentów. Bardzo mi się podobała.
Na początku sezonu Daniel Zając nie liczył się w walce o puchar Polski, ale później zrobiło się bardzo ciekawie. Można powiedzieć, że było to prawdziwe Grand Prix, jak nazywamy waszą kategorię.
Daniel ma wyśmienity sezon. Mistrzostwo Polski i puchar. Lepiej chyba nie mógł sobie tego wymarzyć. Jego tata czuwał nad wszystkim.
Nie zobaczymy cię w Lonato na Rok Cup International…
Niestety nie startuję. We wrześniu urodziło mi się dziecko i nie dałbym rady poukładać wszystkiego i w pracy i w domu. A we Włoszech trzeba być ponad tydzień czasu, żeby coś z tego wyszło. A zresztą jak wszyscy wiedzą, jest pod naszym namiotem Michał Kasiborski, który będzie bronił głównego trofeum w Junior Roku. Wolałbym, żeby był w zespole sam, podobnie jak w zeszłym roku. Wolałbym, żeby razem z Arturem Chmielewskim sami objechali te zawody. Żeby obronili ten tytuł. Nie chciałbym go rozpraszać. Michał ma więcej do udowodnienia, niż ja na finale światowym.
Trochę zmartwiłeś nas wszystkich swoją absencją w Lonato, ale wiemy, że są to przyczyny obiektywne…
Muszę ten rok jeszcze sobie odpuścić, ale mam nadzieję, że w przyszłym sezonie jak już wszystko się poukłada to na pewno wystartuję, oczywiście jak zdobędę awans.
Mistrzostwa Polski. Łączenie rywalizacji w jeden wspólny weekend. Twoim zdaniem to dobre dla mnie OK, myślę, że bardzo dobre. Tylko musielibyśmy usunąć stamtąd pokazy. Myślę rozwiązanie czy nie? Jaka jest twoja opinia na ten temat?
Oczywiście o mistrzostwach Polski. Jest bardzo dużo kategorii, za dużo, żeby jeszcze jechały tam pokazy. Jeśli chodzi o puchar Polski, Rok i Rotax to oczywiście pokazy muszą być, ale w mistrzostwach Polski bym je pominął. Natomiast co do całości to uważaj, że jest to trafiony pomysł. To jedyna impreza, na której wszyscy się spotykamy. Mnie podobało się bardzo. To strzał w dziesiątkę. Zobacz, co się działo w ubiegłorocznych mistrzostwach Polski, kiedy jechał KF Junior i M60? Były pustki. A w tym sezonie takiej frekwencji jak na mistrzostwach nie było na żadnym pucharze.
Twoja firma była sponsorem relacji internetowych pod koniec sezonu Rok Cup Poland. Kiedyś rozmawialiśmy na temat pokazywania kartingu w transmisjach. Pamiętam, że mówiłeś, że ty wolałbyś, aby pokazywać karting z zupełnie innej perspektywy. Dużo materiałów montowanych, dużo ujęć pokazujących dynamikę tego sportu. Jak oceniłbyś te relacje pod twoim patronatem?
To prawda. Patronem jest jeden z moich start-upów. Pomagam trochę tym chłopakom, bo wiem, że współpraca promotora Roka Andrzeja Ościka z Polskim Kartingiem w pewien sposób się rozjechała. Pomogłem sprzętowo i finansowo. Nie jest to jeszcze wszystko w pełni profesjonalne, dużo rzeczy jest do poprawy, ale wiadomo nie jest to takie proste. Wiadomo, że aby pokazać karting, pokazać tor, nie dość, że trzeba mieć całą ekipę, to jeszcze sporo sprzętu. Pracujemy nad tym.
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS