W ostatnim finale światowym Rok Cup Superfinal Polacy odegrali kluczowe role. Szczerze powiedziawszy był to najlepszy finał dla polskich kierowców w historii jego rozgrywania. Dwa polskie zwycięstwa w kategorii mini i senior, kilka podiów. Zawodnicy teamu Parolin Poland by WTR również znaleźli się w świetle fleszy. To Aleksander Bardas, Kai Sorensen i Maciej Gładysz, którzy stanęli na podium zawodów.
Z Wiktorem Turkiewiczem, szefem teamu Parolin Poland by WTR, rozmawia Paweł Surynowicz.
Które to zwycięstwo twojego teamu?
Pierwsze. Od wielu lat brakowało nam tej końcóweczki. Zawsze było drugie, czwarte, trzecie miejsce. Ale w tym roku mamy pierwsze. Bardzo się cieszymy.
A który to był twój finał światowy Roka?
Hmm.. niech pomyślę. Jestem tu od 2005 roku. Czyli szesnasty.
I jaką zauważasz różnicę na przestrzeni tych lat? Czy to, że finał w tym roku został przeniesiony na Franciacortę to lepiej czy gorzej?
Czy lepiej czy gorzej? Na pewno były to mega trudne zawody. I pogodowo, …i generalnie wszystko trzeba było zacząć od nowa. Nie wiem czy był ktoś w Roku kto przewidywał, że stanie się to co się stało, ale wszyscy o tym mówili, że to był start dla wszystkich od zera. I było przez to trudniej dla wszystkich. Ja nie uważam, że ktoś miał lepiej czy gorzej. Niektórzy mówili, że będzie dla nich łatwiej, bo będzie nowy tor. Nie, tak nie było. Generalnie w kategorii mini były teamy, które wygrywają WSK-i więc to są ludzie z doświadczeniem potężnym i dla nich nie jest wielkim problemem, że tor jest śliski, nie nagumowany. Ścigają się co tydzień na różnych torach i robią to jak maszyny, jak automaty, ale to prawda mieli troszeczkę trudniej w tym przypadku. Dla nas to był pierwszy start seniorem na tym torze. Sam obiekt bardzo fajny. Wiadomo, że nie był w stu procentach gotowy na tą imprezę. Było tam trochę partyzantki, z padokiem, rozstawieniem się, ale wszystko się jakoś poukładało. Wielkie brawa dla organizatorów, że wzięli organizację imprezy, mówiąc po naszemu „na klatę”. Myślę, że Franciacorta rozbuduje się jeszcze nowocześnie i będzie wszystko bardzo dobrze wyglądało, a latem – lipiec, sierpień – tor będzie naprawdę wymagający.
Dlaczego?
Chodzi o konfigurację. On na dzień dobry jest bardzo przyczepny, szorstki asfalt, bardzo szybki na deszczu, a przy nagumowaniu, będzie mega wymagający dla zawodników i podwozi. Oczywiście przy takim porządnym nagumowaniu, lipcowo-sierpniowym. Szczerze powiem, że Lonato zaczynało być już trochę nudne. Tyle lat impreza w jednym miejscu. Myślę, że ta zmiana zadziałała bardzo na korzyść.
Dobrze, wspomniałeś, że warunki były takie same dla wszystkich, ale to Polacy wygrali dwie kategorie czyli jesteśmy mocni w nowych warunkach…
No tak. Myślę, że w tej kwestii trzeba być uczciwym.
Podsumujmy. Zanotowaliście swoje pierwsze zwycięstwo w finale światowym. Mieliście też na podium w mini dwóch zawodników, bo stanęli na nim Maciek Gładysz i Kai Sorensen. Piąty w juniorach był Alejandro Carrasquedi.
Dokładnie. Wszyscy jechali jako Parolin Poland, ale mieliśmy połączone namioty, wspólną telemetrię, wspólną analizę danych i obsługiwali ich zarówno nasi mechanicy, jak i ci z Parolina. Było to wyrabialne dla nas, żeby zapewnić im polskich mechaników i „parolinowych”. Działo się to wszystko razem. Podejmowaliśmy wspólne decyzje. O, tak to może zabrzmi lepiej.
Mówisz teraz o współpracy z fabrycznym teamem?
Ja nie byłem w stanie wszystkiego zorganizować jeżeli chodzi o całą infrastrukturę teamu. Połączyliśmy siły i część infrastruktury pochodziła z Parolina fabrycznego, ale na przykład Franek Lassota był obsługiwany w stu procentach przez Polaków. Maćka Gładysza obsługiwał Marcin Bińkowski, który z nami jest od początku i przez ostatnie sezony w Polsce pracował z Maćkiem. Jestem zadowolony, bo podsumowując pięciu naszych zawodników z mini było w finale. Maciek Gładysz, Franek Lassota, Kai Sorensen, Iwo Beszterda i Serafin Derżyński. To chyba bardzo dobra statystyka. Niestety nie weszli do wielkiego finału Kuba Kiwalski, który pojechał w Singha Trophy i Dawid Babraj, który z powodu problemów technicznych nie zdołał się zakwalifikować. Natomiast z juniorów mieliśmy w finale Meksykanina Carrasquediego na P5, Bartka Piekutowskiego P22 i Franka Czaplę P24.
Dobrze, to porozmawiajmy o Olku Bardasie. Nie jesteście chyba specjalistami od seniorskich kategorii, jeśli chodzi o twoją inżynierię. Bo przecież WTR i Parolin Poland bardziej kojarzy się ze zwycięstwami w mini, prawda? To jest wasza flagowa specjalizacja. Opowiedz nam zatem o Olku Bardasie. Oczywiście nie jest to anonimowy kierowca. Jest dwukrotnym mistrzem Włoch.
Dla Olka też to wszystko było nowe. Jazda Rokiem, jego specyfika, tor, zawody. Ale każdy dobry kierowca może pomóc i gokartowi i silnikowi. Swoimi umiejętnościami, trickami, które stosuje itd. My musieliśmy w ekspresowym tempie nauczyć Olka specyfiki wózka Rok. Włosi pracują z silnikami w podobnej charakterystyce od 15 lat. Ja działam z tym silnikiem tylko z Kamilem Grabowskim w Polsce, więc w finale jechaliśmy generalnie to samo, co jedziemy w Polsce. Mieliśmy bardzo dobrego mechanika, z którym znamy się od prawie 25 lat. Jego brat był moim mechanikiem, kiedy ja jeździłem jeszcze kiedyś we Włoszech, także to była taka stara gwardia. A jeśli chodzi o Olka, to jest to naprawdę dobry materiał, może nie na przyszłą gwiazdę, ale na porządnego i kompletnego zawodnika. Niestety, wszystko wygląda tak jak wygląda. Wiadomo, że rozbija się o sprawy budżetowe i zobaczymy co będzie z nim dalej.
Brat Olka Kamil jest również mechanikiem w twoim teamie…
Tak naprawdę, ten sukces i start Olka z nami to też jest po części zasługa Kamila, który ileś swoich wypłat poświęcił na opony, sprawy związane z wpisowym itd. My dostaliśmy w prezencie podwozie od Parolina, żeby Olek na nim pojechał, ale umowa była taka, że jeżeli będzie w pierwszej trójce to mamy to podwozie gratis na zawody. Silnik był nasz, polski. Także, tak to wyglądało. Trochę rzutem na taśmę, ale cieszę się, że pokazaliśmy, ze bez milionowych budżetów można pojechać w zawodach i je wygrać.
To niesamowite co powiedziałeś. Kamil odkładał swoją wypłatę, aby Olek mógł wystartować z wami w tych zawodach?
Tak, dokładnie tak było.
Niesamowita historia! Naprawdę Kamilowi należy się za to szacunek… Ale zmieńmy teraz temat. Jakie masz spojrzenie na tę całą historię z wydarzeniami w Lonato? Pytam o sprawę Corberich.
Hmm, trudny temat. Generalnie w kategorii KZ jeżdżą dorośli ludzie, w większości przypadków. I z jednej strony zawsze zawodom towarzyszą wielkie emocje, adrenalina, stres i nerwy. Wśród najmłodszych takie rzeczy również się zdarzają, ale już po wyjściu z parku maszyn są załatwiane między zawodnikami i wychodzą oni z parku już „dogadani”, a ewentualne niesnaski mają swoją kontynuację zazwyczaj między rodzicami, ale za bramą parku zamkniętego. W najstarszej kategorii to zawodnicy rozstrzygają między sobą wszelkie niejasności i zawsze działo się to właśnie za wadze czyli na gorąco, w parku zamkniętym. Oczywiście nie bronię tutaj Luki Corberiego, bo to co zrobił w ogóle nie powinno się wydarzyć, jest niedopuszczalne i nie ma wytłumaczenia. I myślę, że zarówno za Luką i jego ojcem te wydarzenia będą długo się ciągnęły. I w przypadku Marco Corberiego, najbardziej ucierpi na tym on sam, nikt inny. Ale to nie pierwsza taka sytuacja i pewnie nie ostatnia, niestety. Najgorsze jest to, że na przykład dzieciaki wyjaśnią między sobą niejasności i się kolegują, a rodzice kontynuują później konflikt. Tego nie lubię. Ale umówmy się, w każdej dyscyplinie takie sytuacje się zdarzają. Czy to formuła, czy piłka nożna, czy boks. Czy jest jakaś kara regulaminowa za odgryzienie ucha? A czy nie było tak w boksie? I to na ringu, podczas walki…
fot. Fabrizio Tibaldi
© ℗ Wszystkie Prawa Zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS