Karting w Polsce nie jest w żaden sposób promowany. Gdy wpisałem i internecie karting, to wyświetliło mi się sto stron i nie wiedziałem, co jest i jak… mówi Kuba Dobroszczyk, kierowca kartingowy, który wrócił do ścigania po 22 latach przerwy.
Jak to jest jak się wraca po latach do kartingu. Przerwa trwała dość długo w twoim przypadku, prawda?
Dokładnie. Pierwszy raz zasiadłem za kierownicą gokarta jak miałem piętnaście lat. Byłem wtedy pierwszej klasie „samochodówki” czyli Technikum Samochodowego. 1992 rok. Ścigałem się wtedy trzy lata i zakończyłem przygodę z kartingiem.
Tak po prostu?
Byliśmy młodymi ludźmi, jeszcze nie wiedzieliśmy czego od życia potrzebujemy, czego chcemy. Karting był dla nas ważnym elementem, ale wówczas, w 1993 roku po raz pierwszy zobaczyłem karting niemiecki. Byłem na torze w Hahn, przyglądałem się Niemcom i to co zobaczyłem zrobiło na mnie duże wrażenie. W porównaniu z kartingiem w Polsce ten niemiecki wydał się mi niesamowity. Rozmawialiśmy wówczas z ojcem o startach za zachodnią granicą, ale przeszkodą były finanse. Wówczas skromny sezon w Niemczech kosztował około 20 tysięcy marek.
To była przepaść jeśli chodzi o Polskę?
W Niemczech wtedy zobaczyłem po raz pierwszy gokart ze spojlerami. My ścigaliśmy się wózkami bez spojlerów, rama gokarta to były same rurki. Oni jeździli wózkami takimi jak my dzisiaj. To co wówczas zobaczyłem w Niemczech to była dla mnie kompletna nowość, to był pewnego rodzaju szok. Byłem jeszcze kilkukrotnie na torze w Hahn, ale nigdy się nie ścigałem.
Ile trwała twoja przerwa w kartingu?
Dzisiaj mam 39 lat, a skończyłem jak miałem 17. Rachunek jest prosty.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze Polskiego Kartingu [KLIKNIJ].
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS