Wiele mówi się ostatnio o sukcesach Polaków w zagranicznych seriach kartingowych. Dwóch polskich kierowców zdążyło się już wpisać w tym sezonie na listę zwycięzców prestiżowej włoskiej WSK, natomiast w roku ubiegłym Polak odniósł największy sukces w sporcie kartingowym zdobywając superpuchar świata. Zastanawiacie się, gdzie trenują?
Podejrzewam, że odpowiedź na to pytanie zdaje się być znana przez większość czytelników. Niestety, nie trenują w Polsce. Pomijając fakt, że w naszym kraju zawodnicy wciąż borykają się z problemami różnej natury, głównie organizacyjno – finansowej, brakuje nam profesjonalnych i pełnowymiarowych torów, spełniających europejskie kryteria. Na dodatek w ostatnich latach polska federacja, czyli PZM, poświęciła kolejne trzy obiekty, a los kolejnego pozostaje wielką niewiadomą.
Artykuł ukazał się drukiem w numerze 9 magazynu Rally and Race
Zasada w każdym sporcie jest podobna. Nie ma obiektu – nie ma imprezy. Gdy pokusimy się o organizację zawodów na wysokim poziomie, obiekt, odpowiednio, powinien spełniać warunki i sprostać odpowiednim wymogom. Nie wyobrażam sobie, by międzypaństwowe spotkanie w piłce nożnej, siatkówce czy choćby tenisie stołowym rozgrywano na obiekcie bez trybun, szatni, toalety lub stanowiska dla dziennikarzy. Podobnie w kartingu. Standardy najlepszych obiektów kartingowych, na których odbywają się najważniejsze imprezy świata nie są jednak wyśrubowane aż tak wysoko, ale w Polsce torów, które mogą sprostać tym wymaganiom jest jak na lekarstwo. Uboga kartingowa infrastruktura topnieje z każdym rokiem, a ściana wschodnia naszego kraju jest praktycznie jej pozbawiona.
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia dysponowaliśmy jedenastoma obiektami kartingowymi. Nie jest to liczba powalająca jak na 38 milionowy kraj w środku Europy, ale obiekty te, umiejscowione w różnych regionach pozwalały na organizację zawodów okręgowych, strefowych i ogólnopolskich na „krajowym” poziomie. W roku 2012 doszedł kolejny obiekt, ale z widniejącej na oficjalnej witrynie PZM dwunastki obiektów zawody rozgrywane są jedynie na sześciu. Co się stało z pozostałymi?
Pierwszym „skreślonym” torem, na których odbywały się dawniej zawody rangi mistrzowskiej był obiekt w Szczecinie. Niezwykle wymagający technicznie, choć skromny i krótki, bo mierzący zaledwie 847 metrów długości mógł pomieścić w zestawie startowym 30 wózków. Dziś żaden z zawodników uczestniczących w kartingowych mistrzostwach Polski i pucharze kraju nie zna tego obiektu. Gdy wycofano go z kalendarza większości aktualnych kierowców nie było jeszcze na świecie. Szkoda, bo mógł być dzisiaj nie tylko jedną z wizytówek polskiego sportu kartingowego, ale przede wszystkim, przez swoją odległość od zachodniej granicy, jednym z najlepszych obiektów wypadowych dla kierowców niemieckich. Warto wspomnieć, że to właśnie tam odbywały się wielokrotnie finały mistrzostw Polski i innych ważnych imprez sportu kartingowego. Dzisiaj można jedynie sprawdzić się na tym torze za kierownicą czterosuwowego gokarta wypożyczonego od najemcy obiektu.
Kolejnym torem, na którym zawody kartingowe długo nie były rozgrywane jest obiekt w Koszalinie. Kiedyś gościł gwiazdy europejskiego kartingu dzisiaj częściej gości motocyklistów i drifterów przez co jego wartość i użyteczność dla kartingu spada drastycznie. Umiejscowiony w malowniczym miejscu z ciekawą i wymagającą ponad kilometrową nitką toru jest jedynym polskim obiektem, który posiada różnicę poziomów. W pierwszym sektorze zawodnicy podróżują pod górę, by w kolejnym napędzać się jadąc w dół. W Koszalinie po raz ostatni zawody odbyły się w 2012 roku, po długiej kilkuletniej przerwie. Od dwóch lat nie ma tam żadnych imprez krajowych, tor nie jest remontowany, a jego kartingowe zaplecze pozostawia wiele do życzenia.
Niezwykle ciekawym obiektem kartingowym, który zniknął z mapy polskich torów jest kartodrom w Biłgoraju. Z nitką mierzącą 1150 metrów z powodzeniem mógłby konkurować wśród polskich torów. Niestety, ostatnie zawody, które gościł odbyły się w 2010 roku. Zaniedbany tor z asfaltem nadającym się już tylko do remontu jest dzisiaj niebezpieczny dla kierowców i nie nadający się do użytku. Rozgrywane są tam zawody typu „Złom-Race”, czyli popularne wyścigi „złomów”. Płacąc kilkaset złotych można dosiąść zdezelowane auto, które nadaje się tylko do przysłowiowego zarżnięcia. Biłgorajski tor to pierwszy z obiektów na wschodzie kraju, który powoli odchodzi w zapomnienie. A przecież jeszcze niedawno ścigali się tam najlepsi polscy kierowcy kartingowi.
Na drugim biegunie Polski, północnym, znajduje się suwalski kartodrom. To najkrótszy polski obiekt z charakterystyczną agrafką tuż przed wyjściem na długą prostą startową. Dwa lata temu nawierzchnia toru została całkowicie wyremontowana, po czym tor …zamknięto dla sportu kartingowego. Kilkaset tysięcy złotych utopionych w gorącym asfalcie z dnia na dzień wyparowuje z tego obiektu, znajdującego się na terenie jednej z suwalskich szkół, bowiem nie sposób zorganizować tam zawodów. Oficjalnie karting na torze jest za głośny dla sąsiadujących z nim działek rekreacyjnych o całe, uwaga (!), 2 decybele. Nieoficjalnie mówi się, że w bezpośrednim sąsiedztwie toru działkę kupił jeden z prominentów, który poskarżył się na hałas podczas weekendowego wypoczynku, a służby ochrony środowiska nakazały ograniczenie ilości treningów i zawodów. W praktyce sport kartingowy na tym obiekcie umarł, choć trwają usilne próby jego reanimacji.
Oddzielną historię stanowią losy bardzo popularnego toru w Lublinie. Ten 1200-metrowy obiekt w tym roku zostanie fizycznie zlikwidowany, gdyż teren razem z torem jakiś czas temu za pokaźne pieniądze (prawdopodobnie kilkanaście milionów złotych) został sprzedany dla jednego z deweloperów. Gdy zbudowano ten ciekawie położony na obrzeżach miasta obiekt, dookoła były tylko nieużytki i puste pola. Dzisiaj w bezpośredniej bliskości toru jak grzyby po deszczu wyrastają osiedla bloków. Oczywiście tor przeszkadza ich mieszkańcom. Najprostszym rozwiązaniem tego problemu jest oczywiście fizyczna likwidacja obiektu zapowiadana od trzech lat. Jeśli ktokolwiek chce spróbować swoich sił na ciekawej nitce lubelskiego kartodromu musi się śpieszyć. W tym roku najprawdopodobniej przestanie on istnieć. W ostatnich latach lubelski tor kartingowy stał się mekką drifterów i różnych samochodowych szkółek jazdy. Kartingowcy omijają ten obiekt szerokim łukiem, a ostatnie zawody odbyły się tam w 2012 roku.
Kolejnym, aktualnie nieczynnym, obiektem z dumnie prezentowanych na witrynie PZM torów kartingowych jest kartodrom w Kielcach/Miedzianej Górze. Skromny, krótki i niezbyt wymagający dla kierowców umiejscowiony jest w środku obiektu samochodowego. Ostatnie zawody kartingowe gościł w 2009 roku, a był to europejski finał Easykarta, w którym wystartowała prawie setka zawodników. Od tamtej pory karting przestał gościć na świętokrzyskim kartodromie, za to gości tam co tydzień samochodowa giełda, która najwyraźniej jest przeszkodą w organizacji imprez kartingowych. Włodarze obiektu z dumą informują na swojej witrynie internetowej, że „kielecka giełda jest jedną z największych i wg opinii klientów, jedną z najlepiej zorganizowanych w Polsce. Posiada asfaltowe drogi dojazdowe oraz kilka bram wjazdowych gwarantujących bezpieczeństwo i wygodę klientom.” Nie sposób natomiast przeczytać na stronie Automobilklubu Kieleckiego nawet jednego słowa na temat sportu kartingowego, a kalendarz w zakładce „karting” od dawna świeci pustkami. W kalendarzu są za to imprezy samochodowe, kursy na licencje wyścigowe, a nawet turnieje wiedzy, a nawet konkursy sportowe jazdy rowerem dla najmłodszych.
Z kolei jedynym torem z aktualnie funkcjonujących, na którym nie odbędzie się w tym roku żadna impreza kartingowa jest kartodrom Automobilklubu Radomskiego. To bezprecedensowe wydarzenie w sporcie kartingowym. Nie rzadko się bowiem zdarza, że czynny i przygotowany do użytkowania tor zostaje pozbawiony możliwości organizacji imprez kartingowych przez Główną Komisję Sportu Kartingowego. Zwłaszcza, że jak czytamy na stronach klubu z Radomia jest to „jeden z najlepszych torów kartingowych w Polsce, będący bazą obiektu KARTODROM-RADOM”. Problem jednak w tym, że ów kartodrom w znakomitej większości wykorzystywany jest przez motocyklistów aniżeli kartingowców. Studiując cennik korzystania z toru dowiemy się również, że zawodnicy kartingowi za trening w dość nieprzychylnych jak na młodzież uczącą się porach (wtorek w godz. 8.45-12.45 i czwartek 8.45-16.45), zapłacą więcej niż fani dwóch kółek, za to bez problemów mogą potrenować za nieprzyzwoicie niską opłatą w niedzielę. Jednak tylko przez niespełna dwie godziny o dość ekstrawaganckiej porze od 7.00 do 8.45. Reszta dni na tym torze kartingowym zarezerwowana jest dla …motocyklistów. Być może dlatego ten „najlepszy” zdaniem jego włodarzy, a zarazem jeden z najkrótszych (liczący zaledwie 810,5 metra) i najmniej atrakcyjnych torów w Polsce nie funkcjonuje w kalendarzu imprez sportu kartingowego PZM…
Jednak polscy kartingowcy mają do dyspozycji kilka innych obiektów, na których spotkają się w tym sezonie. Są to obiekty w Starym Kisielinie nieopodal Zielonej Góry, Przeźmierowie koło Poznania, Bydgoszczy, Toruniu i Gostyniu. Trzeba przyznać, że polska baza kartingowa jest dość skromna, by szkolić się i szlifować swoje umiejętności na poziomie europejskim. Choć wymienionym wyżej „aktywnym” torom w porównaniu z obiektami włoskimi, niemieckimi czy angielskimi nic nie brakuje, jest to zdecydowanie za mało. W odróżnieniu od adeptów piłki nożnej, którzy w każdej, nawet najmniejszej miejscowości mają do dyspozycji boisko z rządowego programu „Orlik” (wszystkich jest ponad dwa tysiące!!!). Lecz, tak jak „haratając w gałę” na orliku nie wyszkolimy następców najlepszych polskich piłkarzy, tak na nie „nagumowanych” torach kierowców kartingowych, którzy rok 2014 zaczęli nad wyraz owocnie i z sukcesami, wygrywając rundy prestiżowych serii rozgrywanych, ale na południu Włoch.
fot. Jakub Iwo Zalewski (Polski Karting)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS