Kuba Szablewski jako jedyny polski kierowca wystąpił w trzech ostatnich finałach Winter Cup w najmłodszej kategorii. Mieliśmy nadzieję, że znający tor we włoskim Lonato jak własną kieszeń kierowca ze Środy Wielkopolskiej będzie w tym sezonie w ścisłej czołówce. Niestety, przysłowie „do trzech razy sztuka” nie sprawdziło się. Kuba jechał bardzo dobrze, ale po raz kolejny pech sprawił, że musiał zadowolić się pozycją w dalszej części stawki.
Jakuba Szablewskiego doskonale pamiętamy z wyścigów w Lonato. Występuje tam regularnie w dwóch najważniejszych imprezach rozgrywanych na tym torze – Winter Cup i finale międzynarodowym Roka. I mimo znakomitej postawy w pierwszej fazie zawodów, niemal zawsze musi zmagać się z pechem w decydujących wyścigach. Tak było w Rok Cup International 2015 kiedy do wielkiego finału wystartował z pierwszej linii, tak było rok temu, kiedy w tej najważniejszej imprezie Rokkersów wygrywał czasówkę w swojej silnej grupie i tak było teraz w Winter Cup, kiedy znakomicie prezentował się w treningu oficjalnym i kwalifikacjach.
Niestety, za każdym razem popularny Szabla zmagał się albo z pechem, albo z wielką presją wyniku, która po kawałku pożerała utalentowanego kierowcę. Swoim kartingowym potencjałem Kuba spokojnie może obdzielić wielu swoich kolegów, ale podobnie i pechem, który konsekwentnie prześladuje go na South Gardzie. Kiedy wydaje się, że sytuacja w klasyfikacji wygląda jak odsmażony naleśnik, którego trzeba jedynie odwrócić na drugą stronę, niemal zawsze przytrafia mu się jakiś pech. A to świeca, a to incydent z udziałem innych kierowców, albo fatalny błąd, który kosztuje wiele pozycji. Nie inaczej było i tym razem. Po znakomitej czasówce w Winter Cup 2017 i wygranym pierwszym wyścigu, w kolejnym awaria techniczna nie pozwoliła nawet na rozpoczęcie wyścigu. Cóż z tego, że w kolejnym biegu podopieczny Dariusza Mruka był trzeci…
Ciekawostką jest, że „Szabelka” wpada w charakterystyczny „flow”, kiedy znika presja wyniku, a sprzęt pracuje jak perpetuum mobile. Nie jedzie, a frunie wtedy po torze, jak w niedzielnym finale, do którego ruszył z 31. miejsca. Skończył 15., zostawiając w tyle 16 rywali. Więcej wyprzedzeń w wyścigu od Polaka miał tylko Rosjanin Maksym Soldatov, ale on z kolei wykorzystał start i przesunął się o 9 pozycji do przodu już na samym początku.
Nie mniej jednak Kuba Szablewski jako jeden z dwójki polskich kierowców zaliczył trzy ostatnie Winter Cup-y i trzy razy wystąpił w ścisłym finale imprezy. Na dodatek trzykrotnie notował najlepszy wynik wśród wszystkich polskich kierowców. Marne to jednak pocieszenie, bowiem dwukrotnie stawiany był w gronie cichych faworytów i świetnie radził sobie w pierwszej fazie zawodów. Później szansa na zwycięstwo pryskała jak mydlana bańka.
Mamy nadzieję, że South Garda Karting, kartingowa świątynia Rokkersów, kolejnym razem będzie łaskawsza dla Kuby Szablewskiego. Z pewnością zasługuje na długo wyczekiwany sukces na tym torze.
fot. Italo Benedetti (Sportinphoto.com), Joanna Lenart (Shotsport.pl)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS