W poniedziałek jeden z najpopularniejszych i najbardziej znanych kartingowych serwisów amerykańskich ekartingnews.com opublikował opinię swojego redaktora naczelnego Roba Howdena, który nakreślił kilka przemyśleń dotyczących aktualnej sytuacji w Stanach. Sytuacji związanej z panoszącym się za oceanem wirusem COVID-19.
Podjąłem polemikę z tą opinią, choć nie ukrywam, że z częścią zawartych tam przemyśleń się zgadzam. Nie mogę się jednak zgodzić z przekonaniem, że skoro karting jest niszowym i małym środowiskiem, nie powinniśmy się przejmować zagrożeniem, bo jest nas zdecydowanie mniej niż na imprezach samochodowych czy wyścigach wyższych serii. Nie idźmy w tym kierunku.
Tytuł felietonu „Karting – We’re Not On Hold” celnie odnosi się do aktualnej sytuacji w Ameryce. Karting w Stanach nie jest w zawieszeniu, a raczej oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Namiastkę takiego „zawieszenia” mieliśmy już w ostatni weekend w Luizjanie, gdzie jeszcze podczas treningów przerwano imprezę w ramach SKUSA WinterNationals na torze w Nowym Orleanie. „Albo zamkniecie zawody, albo ja zamknę was” – powiedział z pewnością miejscowy szeryf tuż po przyjeździe na tor, chwilę po wprowadzeniu przez prezydenta USA stanu wyjątkowego. Dlaczego właśnie tak sobie wyobrażam słowa szeryfa? Bo imprezę natychmiast odwołano, o czym wszyscy wiemy i o czym wspomina Howden.
Myślę, że rozwój wypadków może iść tylko w takim kierunku – zawieszenia, odłożenia czy przełożenia rozgrywek, jeśli w Stanach pójdą śladem Włochów czy Hiszpanów. A taką drogą właśnie kroczą teraz również i Brytyjczycy… Innej sytuacji jakoś nie mogę sobie wyobrazić, bo o ile w USA sytuacja nie jest tak dramatyczna jak na przykład we Włoszech, to na pewno będzie podobna, jeśli Amerykanie zlekceważą kiełkującą jeszcze „pandemię”. Nie jestem katastrofistą i nie ulegam panice i za każdym razem staram się podejść do sytuacji wyprzedzająco. Może nie za każdym razem mi się to udaje, ale staram się kierować przezornością zawsze.
Potrafię dostrzec między wierszami tego, co pisze Howden dziwnie podobną do wielu mieszkańców kraju nad Wisłą postawę. „Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego jak krajobraz, który otacza postępującą ewolucję COVID-19 oraz spektrum reakcji rządu i związanych z nim wytycznych implementacji społecznych.” – zauważa redaktor EKN. Po czym zaraz dodaje, że „płyniemy przez nieznane wody, gdzie histeria jest nastawieniem negatywnym”.
Panie Howden, owszem histeria jest negatywnym nastawieniem, ale stwierdzenie „Jesteśmy małym środowiskiem, chłopaki się ścigają, trenują, nic się złego nie dzieje” jest chyba zbyt daleko optymistyczną postawą.
Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z zupełnie innej perspektywy patrzenia na świat, tej amerykańskiej i polskiej, choć myślę, że i u nas nie brakuje ludzi, którzy przewracają oczami, gdy słyszą o kolejnych rządowych obostrzeniach dotyczących aktualnej sytuacji. Doskonale rozumiem Roba Howdena, gdy pisze, że kluczowe jest nieustanne wsparcie naszej branży. „Jeśli jesteś na północy, gdzie sezon wyścigowy jeszcze się nie rozpoczął, przygotuj swój sprzęt i zaopatrz się w potrzebne produkty na sezon, wspierając lokalny sklep. Kup bony upominkowe, których będziesz mógł użyć później – latem lub jesienią. Sklepy będą potrzebowały stałych dochodów tej wiosny.” Rozumiem doskonale. Ale gdy chwilę później czytam, że „najlepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy ćwiczyli „dystans społeczny” zgodnie z zaleceniami i że wszyscy możemy to zrobić na wyścigach” lub że „miesiące planowania i znacznego zaangażowania finansowego w organizację i prowadzenie ważnej imprezy krajowej są ogromne”, że „finansowe uderzenie z pewnością będzie odczuwalne, ponieważ wszyscy promotorzy starają się zminimalizować szkody” albo że „myśl o ogromnym wysiłku włożonym w WinterNationals przez pracowników i załogę SKUSA jest bolesna” to zastanawiam się czy aby redaktor naczelny EKN nie ustawia się po jednej ze stron. Zaczynam mieć wątpliwości czy nie po stronie tak zwanych „tłustych kotów”. Znamy to doskonale z polskiego podwórka, prawda?
Czytam w „howdenowskim” felietonie, że naczelny EKN miał nadzieję, że mniejszy rozmiar kartingowych wydarzeń – w stosunku do takich serii jak NASCAR czy IndyCar – i związana z nimi frekwencja utrzyma je poza federalnym i stanowym radarem. Narzeka, że niestety tak nie było w przypadku dużych wyścigów ogólnokrajowych. Czytam też i od razu podświadomie parafrazuję „oj tam, oj tam”, że chłopaki się sobie pościgali, pojeździli i nic się nie stało. Wielkie halo! I jeszcze wrzucili to do mediów społecznościowych. Podaje przykład …dwóch „profesjonalnych kierowców” Olivera Askewa i Jordana Taylora, którzy „ganiali jak psy” na Ocala Grand Prix.
Panie Howden! Apeluję o rozsądek! Daleki jestem od histerii i paniki, ale nie idźcie tą drogą! Zobaczcie na Włochy i dynamiczne wydarzenia w innych krajach europejskich. Kartingowy sezon w tym roku na pewno będzie wyglądał inaczej niż w latach poprzednich. NA PEWNO będzie inny niż zawsze. W ostatnich dniach pojawiły się dziesiątki informacji o przełożonych lub odwołanych imprezach kartingowych na całym świecie i owszem straty są liczone w milionach. Ale na tym sezonie świat się nie skończy… mam nadzieję.
Jestem w tym sporcie też trochę czasu, jako dziennikarz o połowę krócej niż Pan. I też „nie doświadczyłem czegoś takiego jak krajobraz, który otacza ciągłą ewolucję COVID-19.”
Cytując polskiego klasyka: przetrwaliśmy okupację, przetrwamy i to. Spokojnie… Czy może lepiej ryzykować zdrowiem innych niż stracić zysk?
Z szacunkiem
Paweł Surynowicz
redaktor naczelny Polskiego Kartingu
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS