Sławomir Murański zajął drugą pozycję w inauguracyjnej rundzie CEE Rotax Max Challenge we włoskiej Adrii. Najlepszy kierowca Europy minionego sezonu w kategorii DD2 Masters rozpoczął rywalizację pechowo. Ryzyko w kolejnym wyścigu się opłaciło.
Murański miał rewelacyjny start w inauguracyjnej rundzie CEE. Najlepsza czasówka w treningu oficjalnym dała mu pierwszą pozycję startową w biegu prefinałowym. Niestety, już na pierwszym okrążeniu awaria ogumienia w jego wózku spowodowała, że Polak znalazł się w dramatycznej sytuacji. Prefinał zakończył na przedostatnim miejscu, co komplikowało jego pozycję w klasyfikacji indywidualnej. Do rozegrania były jeszcze dwa wyścigi.
– Podjąłem decyzję, żeby w drugim wyścigu założyć „slicki” – relacjonuje wrocławianin. – Musiałem zaryzykować. Było mokro, ale przestało padać i tor powoli przesychał. To był jedyny ratunek, aby myśleć o nawiązaniu walki z czołówką. Tor będzie wysychał, a ci, którzy wyjadą na oponach deszczowych będą wolniejsi.
Inżynier wyścigowy Murańskiego w tej imprezie i zarazem szef teamu 46Team Mariusz Bielecki zgodził się na to ryzyko. W każdej chwili deszcz mógłby znów zaatakować tor w Adrii, a wtedy cały plan spaliłby na panewce i praktycznie rozstrzygnął o pożegnaniu z podium.
– Powiedziałem Mariuszowi, że nie mamy nic do stracenia, bo po pierwszym biegu jesteśmy na końcu stawki. Jeśli się uda, będzie dobrze, jeśli nie i tak nic nie stracimy. Widziałem jak Mariuszowi trzęsły się ręce kiedy zakładał te slicki – mówi z uśmiechem Sławomir Murański. – Naprawdę, byłem pod wrażeniem jego stresu.
Polski kierowca, który jako jedyny reprezentant naszego kraju wyjechał na wyścig finałowy na slickach. Podobne ryzyko podjęło jeszcze trzech innych kierowców. Plan się powiódł. Murański ruszył z 9. pozycji startowej i w trakcie zaledwie sześciu okrążeń był już na zderzaku liderującego Fodora Gezy. Obaj ścigali się w roku ubiegłym w CEE, Geza był czwarty w całym cyklu, Murański drugi. Obrońca trofeum sprzed roku Roberto Pesevski wyjechał na tor na oponach deszczowych. Po kilku okrążeniach stracił prowadzenie, lądując ostatecznie na szóstej pozycji.
Polak potrzebował kilku okrążeń, by dopaść Węgra Gezę i wyprzedzić do na mecie. Zadanie wykonał perfekcyjnie, notując przy okazji duża przewagę. – Ryzyko się opłaciło. Bardzo się cieszę, bo w takich momentach smakuje to podwójnie. Ta niepewność przed startem zamienia się w ogromna satysfakcję na mecie – mówi Sławomir Murański.
W wyścigu superfinałowym Murański znów okazał się najszybszy. Ruszył z pierwszego miejsca, którego nie oddal aż do mety. Niestety do zwycięstwa w całej rundzie zabrakło zaledwie dwóch punktów, bo Fodor Geza znów zanotował drugą pozycję, a w pierwszym wyścigu był trzeci. Gdyby nie awaria Murańskiego w pierwszym biegu Polak stanąłby na najwyższym stopniu podium. Ale również gdyby on i jego inżynier nie podjęli ryzyka, polskiego kierowcy nie byłoby pewnie na podium w ogóle.
– To naprawdę świetne rozpoczęcie serii CEE w naszym wykonaniu. Druga pozycja jest fantastyczna, bo oznacza, że będziemy się ścigać o najwyższe pozycje. Team ma spory potencjał, a ja czuję się świetnie. Mam nadzieję, że kolejne rundy będą również udane – mówi Sławomir Murański.
fot. Miklos Hajosi
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS