Euro Finale to międzynarodowa impreza kierowców Rotax, rozgrywana od czterech sezonów. W tym roku popularny euro-finał przeobraził się w Grand Festival, w którym wystąpiła prawie setka kierowców w trzech kategoriach. Domeną austriackiej imprezy jest rywalizacja w najmłodszych klasach Rotaxa. Polacy są najszybsi w najmłodszej kategorii od początku trwania tej imprezy.
Polacy dominują w najmłodszej kategorii imprezy rozgrywanej w Austrii. Od początku Euro Finale, czy od tego roku Grand Festival, polscy zawodnicy zdobywają główne trofeum, co jest tylko potwierdzeniem ich klasy i poziomu. Wygrać w stawce zawodników z całego świata, bo na torze w Brucku meldują się również kierowcy z prawie wszystkich kontynentów, to nie lada sztuka, ale nasi mają najwyraźniej patent na wygrywanie.
Od dwóch lat zwycięzca tej imprezy otrzymuje bilet uprawniający go do startu w Rotax Grand Finals, największej światowej imprezie serii Rotax, w której startują tylko najlepsi zawodnicy rozgrywek krajowych i imprez międzynarodowych. Drugi bilet z rzędu trafił więc do Polski. Dziwi mnie trochę, że zostało to zauważone tylko przez wąskie grono obserwatorów, a przecież sukces to ogromny.
Austriacki festiwal zwycięstw rozpoczął Marcel Kuc. Wówczas kierowca teamu V-Kart, który był jednym z głównych faworytów inauguracyjnej edycji Euro Finale. Najlepszy w Polsce, zdobywca kilku pucharów w najmłodszej kategorii był nadzieją polskich kibiców na zwycięstwo w inaugurującej imprezie. Nadziei nie zawiódł pokazując niezwykłe umiejętności na torze, wolę walki i znakomite wyczucie godne najlepszych kierowców.
Ale w pierwszej imprezie finału europejskiego mieliśmy dwóch naszych kierowców na podium, a w pierwszej piątce trzech! Niewielu pamięta o tym, że Polacy nadawali w 2014 roku ton rywalizacji wśród najmłodszych. Zwycięstwo Marcela Kuca poparte było solidnym wynikiem całej polskiej reprezentacji, bo trzeci stopień podium zajął Mateusz Lenart, a piąte miejsce zdobył Igor Drożyński.
Polacy wracali więc do domu ze znakomitym wynikiem. Już wówczas można było zauważyć, że nasi kierowcy mający już za sobą międzynarodowe doświadczenie, bo ścigający się w międzynarodowych seriach, należą do najszybszych w swojej kategorii wiekowej. Niestety, jak w wielu innych, tak i w tym przypadku polski sukces spotkał się, głównie w kraju, z komentarzami bagatelizującymi osiągnięcie naszych zawodników. Wielu antagonistów serii Rotax, chcąc umniejszyć sukces wychowanków Rotax Max Challenge mówiło wówczas, że impreza na torze Speedworld jest niewiele znacząca, że nie ma odpowiedniej rangi, a zwycięstwo Marcela Kuca i wysokie miejsca Mateusza Lenarta i Igora Drożyńskiego to przypadek. A przecież stawka była prawdziwie międzynarodowa, a frekwencja spora, bo o pierwsze zwycięstwo rywalizowało 42 kierowców.
Kolejna edycja pokazała, że mylili się ci, którzy nie uwierzyli w polskich kartingowców spod znaku Rotaxa. Sukces Mateusza Lenarta i wysokie czwarte miejsce Karola Pasiewicza pokazały, że Polacy nie stracili apetytu na główne trofeum Euro Finale. Fantastyczną dyspozycją wykazał się już na początku imprezy zwycięzca sprzed roku Marcel Kuc, który w kwalifikacjach uzyskał najlepszy czas i ustanowił nowy rekord toru (Marcel był już rekordzistą jednej z konfiguracji Speedworld).
Jednak w finale zwycięzcę pierwszej edycji zobaczyliśmy na mecie dopiero na 10. pozycji po fatalnej w skutkach kolizji w wyścigu prefinałowym z Sebastianem Montoyą.
Mateusz Lenart (team KRK) finiszował na drugim miejscu w wyścigu finałowym, ale dyskwalifikacja zwycięzcy dała mu najwyższy stopień podium. Dziś Mateusz to jedyny polski kierowca, który ma na koncie zwycięstwo i podium w tej prestiżowej imprezie międzynarodowej.
W edycji 2015 tej europejskiej imprezy rewelacyjnie zakończył swój występ również Karol Pasiewicz, ówczesny świeżo upieczony mistrz Polski młodzików w kategorii Micro Max. Łodzianin zakończył decydujący wyścig na czwartej pozycji, choć przez moment sklasyfikowano go na trzecim miejscu. Jednak po odwołaniu jednego z ukaranych przez komisję techniczną kierowców ostatecznie przypisano mu czwarte miejsce.
W pierwszej dziesiątce znalazło się wówczas czterech Polaków, a piąty zajął oczko niżej.
Ale i tym razem sukces Polaków nie przekonał wszystkich obserwatorów. Do uznania pełnej wartości wychowanków Rotax Max Challenge Poland musieliśmy czekać okrągły rok. W sezonie 2016 Polacy zjawili się w Brucku w liczbie ośmiu kierowców najmłodszej kategorii. Mieliśmy już innych liderów, znakomitych zawodników, którzy brylowali nie tylko na polskich torach, ale również w rosnącej rangą serii Rotax CEE i innych rozgrywkach międzynarodowych.
I po raz kolejny Polacy nie zawiedli. Biało-czerwoną zobaczyliśmy na podium dwukrotnie, bo po fantastycznej jeździe duetu Uniq Racing Bartłomieja Piekutowskiego i Filipa Matejczyka. Ten pierwszy wygrał w bardzo dobrym stylu, drugi zajął najniższy stopień podium, ale w pierwszej piątce znalazł się również Karol Pasiewicz.
Polacy po raz kolejny udowodnili, że krajowa kategoria Micro Max jest jedną z najlepszych w Europie, a wysoki poziom, który prezentują kierowcy ścigający się na polskich torach przekłada się na imprezy międzynarodowe. To właśnie wtedy pierwszy bilet na finał światowy powędrował do Polski za sprawą Bartłomieja Piekutowskiego, który jeszcze tego samego roku zdobył tytuł mistrza Polski najmłodszej kategorii.
W sezonie 2017 Rotax Euro Finale przeobraził się w Grand Festival na czym zyskał jeszcze większą rangę. Najmłodsze kategorie rok wcześniej weszły w skład wielkiego finału światowego Rotaxa, ale wcześniej rozgrywane były jako impreza towarzysząca Grand Finals. Ranga austriackiej imprezy wzrosła, a rywalizacja zyskała na jeszcze większym znaczeniu. I oczywiście znów wygrał ją Polak…
Czwartym polskim zwycięzcą został Maksymilian Obst, który w kraju zalicza się do ścisłej czołówki zawodników Micro Max. Kierowca Bambini Racing startuje również w Rotax CEE i Nordic Challenge. Dlaczego? Bo w kraju Maks ma godnych rywali w osobach Macieja Gładysza, Jonathana Maddena i Jana Jóźwiaka. To obecnie nasza eksportowa czwórka zawodników, którzy odgrywają główne role w rywalizacji swojej kategorii centralno-wschodniej części Europy.
Piękny finał w wykonaniu Polaków, bo w pierwszej linii startowej zgodnie z oczekiwaniami zobaczyliśmy dwójkę naszych, dał Polsce czwarte, historyczne zwycięstwo. Janek Jóźwiak również wrócił do kraju z trofeum, tym razem za piąte miejsce, a w pierwszej dziesiątce finału zameldował się również Maciej Gładysz.
Czwarte zwycięstwo Polaka w finale europejskim stało się faktem, a kolejny bilet powędrował do kraju nad Wisłą. Naszego zwycięstwa nie mógł zmącić nawet fakt, że austriaccy organizatorzy zapomnieli o Biało-Czerwonej na torze w Brucku i przez pierwsze dni polskiej flagi tam nie było (później zawieszono ją obok flag innych państw).
Kolejne zwycięstwo polskiego kierowcy to nie przypadek. To znak. Nie tylko dla europejskich obserwatorów i sympatyków kartingu, ale przede wszystkim dla specjalistów i skautów działających w motosporcie. Powinniście panowie skierować swoje kroki na tory, na których występują polscy kierowcy. Bo jest kogo oglądać. Młodzi Polacy bardzo często stanowią klasę sami dla siebie, a na tle swoich rówieśników z innych państw prezentują się znakomicie.
Często widzę charakterystyczne nagłówki w polskiej prasie, głównie regionalnej, bo przebić się kartingowi na pierwsze strony większych gazet jest ciężko, prezentujące sylwetki wybranych rodzimych kierowców. I często pada w nich pytanie: „Czy to następca Kubicy?” I odpowiadam sobie w duchu: nawet Państwo nie wiecie ilu ich mamy…
tekst: Paweł Surynowicz
fot. Joanna Lenart, Maciej Spinkiewicz, Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS