Tomasz Ferdin jest tegorocznym debiutantem w kategorii DD2. Ale znamy go doskonale z ubiegłorocznych startów w Rotax 125 Hobby. Zaczynał hobbystycznie na malutkim torze w Zabrzu, by później spróbować swoich sił w amatorskiej grupie Opel Naftowa w kartingu halowym. Teraz, po rocznym pobycie wśród „hobbystów”, rozpoczął rywalizację w kategorii DD2. W Słomczynie zaliczył pierwsze podium w DD2 Masters.
Tak jak obiecałeś tak zrobiłeś, bo jest podium w Słomczynie?
Udało się. Ale powiem szczerze, że w finale dałem sobie na wstrzymanie. Pewnie dlatego… (śmiech) Powiedziałem sobie, że chcę tylko dojechać. Pomyślałem, że pojadę spokojnie. Pilnowałem tylko gdzie jest przód, a gdzie tył stawki i żeby mi nikt nie wjechał nieoczekiwanie.
Ciężko się jedzie o punkty? Chyba nie ma wielkiej różnicy między rywalizacją mistrzowską a Rotax Hobby, w którym widzieliśmy cię rok temu?
Zabawa jest taka sama. A nawet lepsza, bo więcej ludzi na torze. Wszystko jest super. Sprzęt jest jak najbardziej do ogarnięcia… Jak to DD2 zaknypia!!! Tak sobie siedzę dzisiaj i się zastanawiam jak ja tym swoim „seniorem” te „DD-dwójki” goniłem?! Przecież to jest taka torpeda, że i przyspiesza i hamuje w sekundzie. Teraz się śmieję, że „senior” to taka panienka z dobrego domu, a DD2 to jest taki koks w siłowni (śmiech). Taka jest mniej więcej różnica między tymi sprzętami. Zabawa jest przednia, naprawdę przednia.
W Rotax Hobby jeździ się rewelacyjnie.
Wbrew pozorom nie ma tam dużych nakładów finansowych.
To świetne wprowadzenie do kartingu wyczynowego.
W Toruniu po nieudanym finale byłeś chyba wściekły?
No cóż.. gorycz też ma smak. I Toruń mi pokazał jaki gorycz ma smak i bardzo mnie nauczył pokory. Nawet nie myślałem, że karting tak może uczyć pokory. Jeden mały marny błąd… Chyba nie jestem pierwszy, który doszedł do takiego samego wniosku. Jeden błąd może przekreślić cały wyścigowy weekend, a nawet cały tydzień przygotowań do tego jednego wyścigu. Zła decyzja może przekreślić wszystko i nie ma co się złościć tylko to zaakceptować. Dwadzieścia minut wyścigu, które przesiedziałem tam wtedy, pod tymi oponami… Oj, bardzo dużo przepracowałem w głowie. To była niesamowita praca, ale wydaje mi się, że dało mi to dużo. Nie żałuję dzisiaj, że tak się zakończył ten wyścig.
Wózek Rotax Senior to panienka z dobrego domu,
a DD2 to taki koks na siłowni.
W Słomczynie twoja jazda wyglądała już to kompletnie inaczej.
To prawda. Zupełnie inaczej. To był pełen luz. Można powiedzieć, że trochę nawet pojechałem na zbyt dużym luzie, zawaliłem start, bo można było inaczej. Wpuściłem dwie osoby „pod siebie”. Ale popatrzyłem kto jedzie i pomyślałem sobie: „OK, ciebie wyprzedzę za chwilę, a za tobą to się nawet nie muszę uganiać, bo mam czas jeszcze żeby zacząć z tobą się bić o pozycje…” (śmiech). I jechałem naprawdę na spokojnie, bez niepotrzebnej spinki. Dałem dużo z siebie w półfinale, bo stwierdziłem, że nawet gdybym wypadł, to jednak finał jest dłuższy, 17 okrążeń. I zawsze będzie można nadrobić na tym dystansie. Przynajmniej ciekawsza będzie jazda i wyścig, będzie więcej wyprzedzania i walki.
Jesteś bardzo pewny siebie…
Nie. Wiem na jakim jestem poziomie. Kogo mogę wyprzedzić, a z kim będę miał problem. Ocena moich szans jest prosta. Wiem gdzie jestem i znam swoje miejsce w szeregu. Nie wybieram się za bardzo do przodu, a i z tyłu nie chcę leżeć.
Może to prozaiczne pytanie, ale muszę je zadać. Jak trafiłeś do kartingu?
Zaczęło się od małego toru pod Tesco, gdzie sobie trochę jeździłem od czasu do czasu po robocie. Jestem z zawodu kominiarzem, także jak kończyło się pracę o 18-19, a człowiek był taki trochę znużony to szedłem na gokarty. Znalazłem sobie taki tor w Zabrzu. Fajny, dość długi, asfaltowy. Gokarty 9 koni mechanicznych. I zacząłem sobie jeździć dla przyjemności, żeby się wyluzować po ciężkim dniu pracy. Potem były jakieś zawody, które wygrałem. Zacząłem jeździć po halach kartingowych, aż wreszcie spotkałem tego „pieruna” Maćka Czerwińskiego (dzisiaj również zawodnik Rotax DD2 – red.). To jest taki mały szatan. Wymyślił sobie coś takiego jak „Opel Naftowa” czyli team, abyśmy mogli jeździć w zawodach drużynowych w halówce. A potem już potoczyło się szybko. Wyskoczył nam jakiś trening z KTS-em, czyli Rafałem Korbelą na wypożyczonych gokartach wyczynowych. A wiadomo, że jak się człowiek raz przejedzie tym sprzętem to jest… ugotowany.
Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli,
to moje córki w przyszłym roku wystartują w Rotax Hobby.
To niesamowite wprowadzenie do kartingu.
Jaki masz cel w tym sezonie?
Dalej się dobrze bawić. Chodzi mi o fun z tego co robię. A z drugiej strony nie jestem wjeżdżony w wózek za bardzo. Wiem, że oferuje więcej niż w tym momencie mogę z niego wyciągnąć. A póki jest radość z jazdy trzeba jeździć i nabijać kilometry.
Czy nie przeszło ci już przez myśl, żeby spróbować swoich sił w większej stawce. Pojechać gdzieś na zawody za granicę, gdzie startuje kilkudziesięciu zawodników?
Na razie wystarczy mi to co jest tutaj. Dla mnie to jest i tak „matrix” to co jest teraz. A pewnie z czasem pojawi się i taki głód. Ale nie wyprzedzajmy faktów. W tym sezonie ewidentnie tylko Polska i …raczej tylko Polska.
fot. Justyna Ferdin, Rafał Oleksiewicz (Polski Karting),
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS