Tomasz Rewucki to stały bywalec kartingowych hal. Zawodowo spędził na Wrocław Racing Center kilka sezonów. Po zakończeniu współpracy z torem regularnie widzimy go za kierownicą. Kartingowego bakcyla połknął skutecznie. Ściga się coraz szybciej, a kilka dni temu dokonał niesamowitej rzeczy. Wygrał jeden z dłuższych wrocławskich wyścigów startując z ostatniej linii.
Mini Race – produkt Wrocław Racing Center – to zawody dla określonej liczby uczestników. Jeśli nie osiągniesz pewnego limitu czasowego na okrążeniu, nie możesz w nich wystąpić. Wyścigi odbywają się cyklicznie w godzinach wieczornych, co jest gratką dla kartingowych fanów, po ciężkim dniu spędzonym w pracy. W ostatnim czasie Wrocław Racing Center wprowadziło modyfikację do Mini Race. Trzykrotne kwalifikacje na zmienionych konfiguracjach toru i wyścig finałowy liczący 30 okrążeń. W tym czasie kierowcy muszą zaliczyć dwukrotnie pit-stop. Z Tomaszem Rewuckim, zwycięzcą ostatniego Mini Race Extra+ rozmawia Paweł Surynowicz.
Karting halowy to specyficzna konkurencja. Kompletnie inna specyfika niż na torach otwartych. Szczerze powiedziawszy uważam, że jest troszeczkę trudniejszy, bo tor krótki, mało miejsca, a możliwości wyprzedzania nie ma zbyt wielu. Ty jednak dokonałeś ostatnio niezłego wyczynu. Pokonałeś 13 rywali przebijając się z 14. pozycji na 1. podczas zawodów na wrocławskiej hali kartingowej Wrocław Racing Center. Gratuluję! Jak tego dokonałeś?
Nie było łatwo. Pełna koncentracja, obmyślanie strategii, ale w głowie jedna myśl: do przodu! Dam radę! Mam 30 okrążeń, aby wskoczyć nieco wyżej. Zgasły światła i ogień po starcie. Zyskałem na drugim zakręcie chyba cztery pozycje i zacząłem szukać następnych. Wpadłem w jakiś trans. Jechałem tak zwane „swoje”… Po chwili zacząłem obmyślać strategie pit-stopów. Obejrzałem się za siebie, zobaczyłem duża przerwę i pomyślałem „zjeżdżam”. Tak się złożyło, że wyjechałem z pit-stopu na „czysty tor” i mogłem nadrabiać.
Zyskałem na drugim zakręcie chyba cztery pozycje
i zacząłem szukać następnych. Wpadłem w jakiś trans.
I nadrobiłeś prawie wszystko…
Gdy dojechałem wolniejszego zawodnika, zrobiłem drugi pit-stop. Potem zacząłem gonić czołówkę. A że byłem w transie to zacząłem wyprzedzać. Zobaczyłem później Leszka Borowca, on był wtedy liderem. Byłem już blisko niego, ale sędzia zawodów, Sławek Murański miał w rękach flagę szachownicę. Zobaczyłem, że dojechałem drugi i byłem bardzo szczęśliwy. A potem okazało się, że Leszek dostał karę i wskoczyłem na pierwsze miejsce.
Choć środowisko kartingu halowego w Polsce jest dość spore, niewielu tak naprawdę zna ich bohaterów. Ty teraz jesteś jednym z nich. Opowiedz nam o sobie. Wiemy, że przez kilka lat byłeś związany z wrocławską halą. Sentyment do kartingu jak widać pozostał, bo często widzimy cię na zawodach – teraz w roli kierowcy.
Tak, pracowałem na WRC i Sławomir Murański zaraził mnie kartingiem. Pokazał, że nie ważny jest wiek, liczy się serce do walki. Sam wiesz, co Sławek ma napisane na swoim kasku. Kiedy zakończyłem pracę zacząłem się ścigać w hali. Różnie to bywało, zazwyczaj brakowało kasy na wyjazdy na inne tory. Później założyłem rodzinę, urodził mi się cudowny syn i zrobiłem przerwę. Moja rodzina jest zawsze dla mnie najważniejsza, ale długo nie wytrzymałem bez jazdy. Po prostu uwielbiam się ścigać i wróciłem do wyścigów. W ostatnim czasie nie było łatwo, myślałem, że bdę musiał zrezygnować, ale uśmiech na mojej twarzy wywołał Paweł Kosowski „Auto Expert” z Dzierżoniowa, który sponsoruje mi część zawodów. Od tamtej pory moje serce do walki znacznie urosło, co widać po ostatnich zawodach.
Tor we Wrocławiu znasz zatem jak własną kieszeń, ale nie umniejsza to oczywiście twojemu wyczynowi. Powiedz nam o zawodach, w których wygrałeś. We Wrocławiu dzieje się wiele.
Wiesz, zawodnicy, którzy tam przyjeżdżają reprezentują wysoki poziom. Walka z nimi nigdy nie była łatwa i łatwa nie będzie. Po prostu sam teraz nie dowierzam, co zrobiłem. Ja chciałem tylko zyskać parę pozycji, ale w tym transie wyprzedzania miałem też jedną myśl. Wskoczyć na podium. Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć. Trochę oczywiście mi pomogło szczęście i popełnione błędy przez innych zawodników, ale na tym ten sport polega. Trzeba wykorzystać błędy przeciwników, a mi się to udało i wskoczyłem na najwyższe miejsce na podium. Jestem mega szczęśliwy i teraz przygotowuje się do pucharu Dolnego Śląska. Przede wszystkim wielkie podziękowania dla Pawła Kosowskiego, bo dzięki niemu mam zawsze o jeden zakręt mniej na każdych zawodach.
Rozumiem, że będziesz stałym bywalcem nie tylko wrocławskiej hali, ale tez innych. Jakie masz plany na tegoroczny sezon zawodów halowych?
Jeszcze dokładnie nie sprecyzowałem kalendarza startów, ale można mnie się spodziewać wszędzie. O ile czas i pieniądze pozwolą. Na pewno pojadę puchar Dolnego Śląska, być może coś w Łodzi. Jak się uda to liga na torze zewnętrznym w Gostyniu. Ale można mnie się spodziewać wszędzie.
Rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Jakub Iwo Zalewski (Polski Karting), Archiwum T.Rewuckiego
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS