Mistrzostwa Polski rozpoczęte w Bydgoszczy, zdaniem wielu uczestników, nie powinny się w ogóle odbyć. Zebraliśmy opinie szefów kilku teamów, którzy wyrazili swoje zdanie na temat ostatniej imprezy mistrzowskiej. W ich słowach jest gorycz, zdumienie, żal i wściekłość. I wszechogarniająca niemoc jeśli chodzi o zmianę kartingowej rzeczywistości w Polsce, „bo to już kolejny raz…”
Bydgoskie zawody to zbieg wielu dziwnych okoliczności. Zaczęło się od fatalnej pogody, która w czwartek pokrzyżowała plany na rozegranie treningu oficjalnego. W czwartkową noc burza wyrządziła też szkody na padoku. Ucierpiało kilka namiotów serwisowych. W efekcie czasówki rozegrano w piątkowy poranek, co automatycznie zreorganizowało pierwszy dzień zawodów.
Po raz pierwszy w piątkowy poranek widzieliśmy tak wzburzonego sędziego głównego imprezy Lechosława Dudkę, który nie przebierał w słowach, kierując je pod adresem ekipy technicznej organizatora zawodów. Po reakcji pana sędziego zorientowaliśmy się, że są problemy organizacyjne na bydgoskim kartodromie. Poirytowany zastaną sytuacją był również szef Głównej Komisji Sportu Kartingowego Mirosław Czub, którego spotkaliśmy na padoku (wywiad z Mirosławem Czubem już niebawem). Nad bydgoską imprezą już od jej rozpoczęcia wisiało coś złego w powietrzu.
Rozmawialiśmy z wieloma uczestnikami. Zdecydowana większość negatywnie odniosła się do organizacji zawodów w Bydgoszczy. Niektóre opinie nie nadawały się do publikacji. Niektórzy nasi rozmówcy zastrzegli sobie anonimowość, tych opinii nie przytaczamy. Ale były też i opinie pozytywne. Te dotyczyły głównie poziomu sportowego. A poziom sportowy rywalizacji, co trzeba zauważyć, naprawdę był wysoki. Głównie za sprawą polskich i kilku zagranicznych zawodników, którzy stworzyli dobre, ciekawe dla oka widowisko.
Wróćmy jednak do opinii, które otrzymaliśmy od kilku szefów teamów.
– Organizacyjnie, najdelikatniej mówiąc, impreza pozostawiała wiele do życzenia. Myślę, że w takiej postaci mistrzostwa Polski nie powinny być rozgrywane – powiedział nam Marek Wyrzykowski, szef zespołu Wyrzykowski Motorsport. – Ogólny chaos, spore zamieszanie. Nie tak to powinno wyglądać. Przez cztery dni korzystałem tylko ze swojego agregatu prądowego. Trochę to niepoważne, bo w takiej sytuacji każe nam się płacić wysokie stawki za udział w treningach wolnych przed imprezą. Do tego brak wagi przed treningiem oficjalnym. Totalna porażka.
Sprawę braku prądu poruszył też w rozmowie z nami szef mechaników DD Motorsport Kuba Piasecki. – Już kiedyś dostaliśmy WK (wykluczenie – red.) w Bydgoszczy przez brak prądu, najogólniej mówiąc. Dzisiaj sytuacja się powtarza i nikt nic z tym nie robi. Przecież wiadomo, że pracujemy na pneumatycznych urządzeniach, które prądu wymagają. Aby wykonać szybki serwis i zdążyć na czas nie możemy kręcić śrubek ręcznie.
Natalia Kowalska, szefowa ERD: Niewątpliwie nie były to najlepiej zorganizowane zawody w historii, ale uważam, że nie były tragiczne. Ok, często nie było prądu, co jest karygodne, ale nie jest to pierwszy raz i nie tylko w Bydgoszczy, niestety – mówi szefowa Elite Racing Development. – Co nie oznacza, że powinien to być poziom, do którego się równa. Uważam, że pogoda mocno zepsuła spojrzenie na samą organizację. Ogólnie nie było szału. Problemy z wagą były, cóż… nieakceptowalne. Z drugiej strony był dużo większy park ferme, co ułatwiało pracę mechanikom. Podsumowując, waga i prąd słabo. Pogoda mocno zakrzywiła percepcję organizacji in minus.
Wiele do powiedzenia w sprawie organizacji imprezy miał Daniel Zając, szef DD Motorsport, który również rywalizował na torze w kategorii Rok GP25 i GP15. Wściekły nie tylko za anulowanie świetnego wyścigu w wykonaniu jednego ze swoich juniorów, który wygrał rywalizację w czwartym biegu, ale również, podobnie jak inni szefowie zespołów na ogólną organizację imprezy. – W moim odczuciu tytuł mistrza Polski w Junior Roku został już przyznany w Bydgoszczy. Marcin Zając wygrał ostatni wyścig i miał około 20 punktów straty do lidera Gustasa Grinbergasa. W Zielonej Górze byłaby szansa. Po anulowaniu wyścigu, za nieprawidłową procedurę startową, po proteście złożonym przez team Adriana Janickiego, mamy stratę ponad 70 punktów, nie do odrobienia, moim zdaniem. Sędziowie popełnili błąd, zapłacili za to kierowcy. Ja jestem załamany taką decyzją – mówi Daniel Zając.
– Odrębną sprawą jest organizacja zawodów w Bydgoszczy. To był dramat. Park zamknięty tak naprawdę nie był zamknięty. Bramy były otwarte. Waga była nieczynna! Prądu nie było na padoku. Zawody w takiej postaci nie powinny się odbyć. To jest jakaś farsa. Myślę, że były to najgorsze zawody, w jakich brałem udział (rozmowa z szefem DD Motorsport już niebawem).
Michał Rogala, szef Bambini Racing: Brak prądu, rozwalone niebezpieczne skrzynki z prądem, brak rozpisek. Ociągająca się ekipa starszych ludzi, którzy nie ogarniali całości tematu obsługi. To nie były mistrzostwa Polski, co najwyżej impreza rangi pucharu wójta, a nie KMP. Wstyd! Widać było, że nie ma osoby, która to przypilnuje i nie ma w Bydgoszczy odpowiedniej ekipy organizacyjnej.
Najbardziej stonowany komentarz dotyczący zawodów w Bydgoszczy wyraził Adam Gładysz, szef Gładysz Karting Team. – Pod względem sportowym pierwszą serię KMP uważam za bardzo pozytywną. Duża frekwencja zawodników kategorii Rotaxa i Roka. Świetna rywalizacja na wysokim poziomie. Najbardziej interesowała mnie kategoria Rotax Micro Max, gdzie startują moje dzieci Natalia i Maciek. Jedyna uwaga w stosunku do organizatora – ciągle brakowało prądu i zdecydowany brak koszy na śmieci.
Wybraliśmy tylko kilka opinii dotyczących ostatniego weekendu wyścigowego. Niebawem zaprezentujemy dwie rozmowy. Z szefem Głównej Komisji Sportu Kartingowgo Mirosławem Czubem oraz Danielem Zającem, szefem teamu DD Motorsport.
Ocenę całości pozostawiamy Wam, Naszym Czytelnikom.
fot. Piotr Augustyniak (Polski Karting)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS