Tuż po dekoracji najlepszy „masters” udzielił nam krótkiego wywiadu. Rozmawialiśmy z najlepszym kierowcą DD2 Masters europejskiego Winter Cup.
Jakie to uczucie wygrać jedna z najbardziej prestiżowych imprez sezonu?
Nie potrafię tego ogarnąć słowami. Tacy kierowcy, takie gwiazdy. Moja ukochana, Gracjana, powiedziała mi, że lepszego prezentu na Walentynki nie mogła sobie wyśnić. Przed dzisiejszymi wyścigami powiedziałem jej, że mam marzenie. Usłyszałem, że na pewno się spełni. W zwycięstwo w „mastersach” mogłem uwierzyć, ale że będę trzeci w DD2 Max, jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić. Szczypię się w udo i boli, a więc to jednak dzieje się naprawdę.
Masz zachrypnięty głos… Piotrek Wiśnicki jechał w Winter Cup przeziębiony. Czyżby ty też?
Nie, nic z tych rzeczy. Darłem się przez całe okrążenie po przejechaniu mety. Nie mam już prawie głosu.
Dowiedziałem się po dekoracji, że przyznano ci specjalną nagrodę za znakomitą postawę i podium w dwóch klasyfikacjach.
Nie wiem jak to się stało. Po prostu nie wiem. To dla mnie ogromny sukces. Zwłaszcza, że nagroda, która otrzymałem od organizatorów jest fantastyczna. To sezon startów w Euro Challenge bez żadnych opłat. Coś niesamowitego. Jestem bardzo szczęśliwy. Nie spodziewałem się tego zwycięstwa kompletnie, bo przyjechałem tu bardziej treningowo. Żeby zmierzyć się w gronie bardziej doświadczonych i objeżdżonych zawodników. Sprawdzić swoje miejsce, zobaczyć ile mi brakuje przed sezonem.
Jak wyglądał wyścig finałowy z twojej perspektywy?
Trochę się przestraszyłem deszczu na początku wyścigu. Ale jak wróciła przyczepność i jak zacząłem jechać swoim tempem poczułem wiatr we włosach. Dopiero wtedy pomyślałem, że może być naprawdę dobrze.
Kiedyś przed każdym ważnym wyścigiem mówiłeś, że miałeś sen. Jak było tym razem?
Tak, Tym razem obudziłem się na dwa okrążenia do końca (śmiech). Nie wiedziałem gdzie jestem, na którym miejscu, co jadę, jak jadę… To był prawdziwy trans. Dopiero jak przejechałem metę zorientowałem się, że jestem trzeci. Sam się zdziwiłem. To było coś niesamowitego. Tak się skupiłem na jeździe, że zapomniałem o wszystkim. Po wyjściu na prostą za każdym razem słyszałem wycie czyjegoś silnika. Za każdym razem myślałem, że ktoś już mi siedzi na ogonie, a jadący za mną Kevin Ludi, jak się później okazało, miał stratę około dwóch sekund, a więc praktycznie niemożliwe, abym go słyszał. Nie wiem co to było. Chyba jakiś znak, żebym cisnął jeszcze bardziej na prostej i nie odpuszczał. A może faktycznie sen, bo wciąż nie mogę uwierzyć, a wiem z wcześniejszych lat, że nie było jeszcze takiej nagrody. Sezon w Euro Challenge bez żadnych opłat to bardzo niesamowita nagroda.
Co było po wyścigu?
Przypomniała mi się sytuacja z finału światowego przed rokiem na tym samym torze. Jechałem nieźle w finale, na deszczu. Byłem już dwunasty. I z Markiem Wyrzykowskim po wyścigu sobie powiedzieliśmy, że odrobiliśmy lekcje z Grand Final z 2014 roku. Wtedy nie ukończyłem wyścigu w DD2 Max. A dziś pojechałem tak, jak miałem pojechać w tamtej imprezie. Lekcje odrobione. Jestem bardzo szczęśliwy. Nie wiem czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego co czułem i czuję teraz, ale mogę tylko powiedzieć, że stres i radość były tak wielkie, że po zjeździe z toru się po prostu rozpłakałem jak dziecko. Do tej pory w to nie wierzę.
A jednak jesteś zwycięzcą Winter Cup. Jechałeś w wyścigu finałowym bardzo pewnie i dobrze taktycznie.
Tak się zastanawiam nad tym wszystkim. Teoretycznie to nie mogło się wydarzyć. Pół imprezy przejechałem pękniętą ramą. Zastanawiałem się w kwalifikacjach co się do licha dzieje? Dlaczego wóz nie jedzie? A przed prefinałem zauważyliśmy, że rama ma pęknięcie. Wczoraj mechanicy zaspawali pęknięcie i w prefinale mogłem o coś powalczyć. Odrobiłem kilka pozycji, a w finale już było fantastycznie. Przed wyścigiem trochę popadało i czułem się w wyścigu świetnie.
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting), Alex Vernardis (The Race Box)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS