Za nami kolejna odsłona finału światowego Rotax w Portugalii. Po zakończonych w piątek kwalifikacjach poznaliśmy finalistów tegorocznego Grand Final. W wielkim finale zobaczymy trzech polskich kierowców. Awansowali Jurmanowicz, Bartoszuk i Murański.
Znamy już finalistów tegorocznego Grand Final w Portugalii. Pomyślnie kwalifikacje przeszło trzech polskich kierowców. Karol Jurmanowicz (na zdjęciu powyżej) i Łukasz Bartoszuk awansowali w DD2 Max, a Sławomir Murański w DD2 Masters. Wszyscy są zawodnikami zespołu Wyrzykowski Motorsport. W finale niestety nie zobaczymy Jakuba Greguły i Wiktora Welezińskiego, którzy odpadli z dalszej rywalizacji. Obaj kierowcy nie przebrnęli z powodzeniem przez repasaż.
W dwóch kategoriach wielkiego finału Rotaxa, Polska nie będzie miała swoich przedstawicieli. Szkoda tym bardziej, że zarówno Greguła, jak i Weleziński pozostawili po sobie dobre wrażenie w wyścigach kwalifikacyjnych. Niestety, pech skutecznie uniemożliwił im dalszą rywalizację. Krakowianin walczył dzielnie w trzech odsłonach eliminacji, ale kluczową była niezwykle pechowa czasówka, w której Greguła nie zaliczył żadnego pomiarowego okrążenia. W treningu oficjalnym nie był więc sklasyfikowany. Awaria układu paliwowego w tak kluczowym momencie, podczas największej imprezy sezonu, musiała być dla zawodnika i jego mechaników bardzo bolesna. Młody kierowca z Krakowa robił co mógł, jednak nie zdołał wywalczyć awansu. Mimo iż znakomicie zaprezentował się szczególnie w pierwszym wyścigu, kiedy wyprzedził 21 rywali.
W piątkowym wyścigu kończącym kwalifikacje uplasował się na 27. miejscu, a w biegu ostatniej szansy zajął 15. miejsce. Do grupy finałowej kwalifikowało się jednak tylko sześciu kierowców. Szkoda.
Z kolei Wiktor Weleziński, który był naszym jedynym przedstawicielem w kategorii seniorskiej Rotax Max również zakończył rywalizację na repasażu. W piątkowym wyścigu kwalifikacyjnym miał szczególnego pecha. Przesądni z pewnością zaliczą to w poczet „13-ego w piątek”. Został przez sędziów zdyskwalifikowany za skrócenie toru jazdy po niezawinionym incydencie i wypadnięciu z toru. Bydgoszczanin otrzymał uderzenie od jednego z rywali w tylny zderzak i ratując się przed kolizją z innym kierowcą wyjechał poza nitkę toru. Niestety, niefortunnie, nie miał możliwości powrotu na tor w miejscu, w którym go opuścił, co nakazuje regulamin. Mimo oddania kilku pozycji sędziowie bezlitośnie potraktowali Polaka. Czarna flaga i nakaz zjazdu do parku maszyn znacznie skomplikował sytuację podopiecznego Mariusza Bieleckiego.
Weleziński wystąpił w biegu ostatniej szansy, ale po bezpardonowej walce przeciwników dwukrotnie znajdował się na końcu stawki. To pogrzebało szansę na walkę o finał. Na metę przyjechał na 25. pozycji i na repasażu zakończył udział w swoim pierwszym Grand Final. Jechał szybko, notując jedne z najlepszych czasów okrążeń, ale pozycje nie szły w parze z prędkością Polaka. Gdyby incydentów z udziałem bydgoszczanina było w przygodzie z rywalizacją w Portimao mniej, z pewnością moglibyśmy liczyć na jego obecność w grupie finałowej. Wiktor zapłacił przysłowiowe debiutanckie frycowe.
Cieszymy się jednak z awansu do finału trójki kierowców DD2, choć w przypadku Łukasza Bartoszuka przeżyliśmy chwile zwątpienia. Polski kierowca rozpoczął udział w kwalifikacjach od atomowego uderzenia. Wygrał pierwszy wyścig, a w drugim zameldował się na mecie tuż za zwycięzcą, Niemcem Luką Kamali. Nieoczekiwanie jednak, zarówno on, jak i Kamala zostali ukarani przez sędziów dziesięciosekundową karą za falstart, co wydawało się kuriozalną decyzją. Bartoszuk startował bowiem z czwartej pozycji, tuż za niemieckim kierowcą i naszym zdaniem kompletnie nie ponosił odpowiedzialności za błąd Niemca podczas procedury startowej. Sędziowie ukarali jednak obydwu kierowców odbierając im dwie pierwsze pozycje w tym wyścigu.
Bartoszukowi został więc tylko jeden bieg, by potwierdzić swoją wysoką formę, choć zniwelować punktów karnych za przesunięcie na 24. miejsce nie było sposobu. Na metę ostatniego wyścigu przyjechał wysoko. Był trzeci. Dało mu to ostatecznie 27 punktów i 13. pozycję startową w sobotnim prefinale. Mogło być znacznie lepiej, ale nie jest też najgorzej, to wszak 7. linia startowa.
Wyżej od Bartoszuka zakończył kwalifikacje Karol Jurmanowicz. Radomianin prezentował bardzo równą formę we wszystkich trzech wyścigach, notując dwukrotnie szóste i raz ósme miejsce. W efekcie zamknął pierwszą „10” po kwalifikacjach, co jest jego kolejnym sporym osiągnięciem w Grand Final. Przypomnijmy, że w roku ubiegłym uplasował się najwyżej z Polaków w finale Junior Max, przyjeżdżając na metę na 15. pozycji. To najwyższe miejsce polskiego juniora w tej imprezie w historii.
Oglądając zmagania Jurmanowicza w wyścigach kwalifikacyjnych można było odnieść wrażenie, że ten kierowca jak nikt inny potrafi trzymać nerwy na wodzy. Jechał bardzo spokojnie, acz skutecznie, co dało mu nieprzerwanie we wszystkich trzech wyścigach stały kontakt ze ścisłą czołówką. Piąta linia startowa w prefinale zawodów wywalczona przez podopiecznego Marka Wyrzykowskiego to najwyższe miejsce wśród „ocalałych z batalii” o wielki finał Polaków. Oby był to również dobry przyczółek na atak o pierwszą linię w sobotnim, najważniejszym finale.
Trzecim kierowcą, który zakwalifikował się do grupy finałowej jest najstarszy z ekipy Sławomir Murański. Doskonale znamy jego kartingową drogę na tę imprezę. Murański, który nie miał możliwości walki o bilet na finał światowy w Polsce, bo w rywalizacji DD2 Masters biletu nie było, musiał szukać szansy promocji poza granicami kraju. Znalazł w przyjaznych Węgrzech, gdzie udanie zakończył sezon w tamtejszej krajowej odsłonie Rotaxa. Coś, co nie udało się rok temu w Hiszpanii, ziściło się w tym sezonie w Portugalii. Murański wystartował wreszcie w swojej wymarzonej klasie „mastersów” i w dobrym stylu zapewnił sobie udział w wielkim finale. I to bez udziału w repasażu. W trzecim wyścigu kwalifikacyjnym przyjechał na metę na 14. pozycji i z 36 punktami na koncie zajął ostatecznie 19. miejsce w rankingu.
Sławomir Murański i Mariusz Dąbrowski.
To wielki sukces tego skromnego i niezwykle ambitnego kierowcy z Wrocławia. Podobnie jak i związanego z nim współpracą byłego „mastersa”, a dziś mechanika Mariusza Dąbrowskiego. Obaj panowie doskonale współpracowali ze sobą w tej imprezie i mamy nadzieję, że wspólny cel jaki im przyświeca, ziści się w sobotnich wyścigach.
Ciekawostką jest fakt, że węgierski kierowca Fedor Geza, z którym Murański zaciekle walczył o pierwsze miejsce w Rotax Central Eastern Europe i węgierskiej odsłonie serii Max Challenge nie znalazł się w grupie kierowców, którzy wystąpią w finale. Geza w kwalifikacjach tegorocznego finału światowego był wyraźnie słabszy od Polaka. O awans musiał walczyć w repasażu i w efekcie awansu nie wywalczył. Szkoda, bo Gezie również po cichu kibicowaliśmy.
W wielkim finale „mastersów” znajdzie się również Tomokazu Kawase, który tegoroczny sezon spędził pod opieką polskiego Uniq Racing. Kawase w dobrym stylu wygrał repasaż.
Fot. Alex Vernardis (The Race Box), archiwum
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS