We Włoszech rozpoczął się finał międzynarodowy Rok Cup International w którym nie brakuje Polaków. Jednym z nich jest Daniel Zając, który w tegorocznych rozgrywkach polskiej serii Roka okazał się najlepszym kierowcą kategorii Rok GP. Zając wygrał również mistrzostwa Polski.
Choć po pierwszych rundach Rok Cup Poland jego szanse na zwycięstwo zmalały niemal do minimum zdołał na koniec sezonu przechylić pucharową szalą na swoją korzyść. To pierwsze zwycięstwo Daniela Zająca, założyciela i lidera zespołu DD Motorsport w jego karierze. Kierowca z Zielonej Góry został również pierwszym mistrzem Polski najstarszej kategorii Rok Cup. Ten podwójny sukces zadedykował swojemu zmarłemu tacie, który odszedł w tym roku.
Z Danielem Zającem rozmawialiśmy przed rozpoczęciem Rok Cup International we włoskim Lonato.
Ustrzeliłeś w tym sezonie dublet, a więc zdobyłeś puchar Polski i tytuł mistrza Polski w kategorii Rok GP. Spodziewałeś się takiego sukcesu?
Absolutnie nie. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu rozmawialiśmy i mówiłem, że nie nastawiam się w ogóle na żadne sukcesy w tym sezonie. Zresztą pierwsze rundy były takie jakie były. Nie byliśmy na inaugurację, drugą rundę w Toruniu pojechaliśmy praktycznie treningowo.
Pamiętam tę rozmowę. Mówiłeś, że ten sezon będzie dla twojego teamu „lajtowy”.
Dokładnie. To miał być sezon przejechany bardziej pod kątem uporządkowania spraw w zespole, bardziej chcieliśmy się skupić na szkółce dla najmłodszych kierowców.
A wyszło jak wyszło…
Szkółka zadziałała. Kilku nowych chłopaków w DD Motorsport mamy.
Mnie chodzi bardziej o twoje sukcesy…
Wiesz.. to chyba też ma związek z tym, że miałem na początku sezonu bardzo przykre przeżycia rodzinne (śmierć taty – red.). Zmieniłem nastawienie do tego wszystkiego. Podszedłem do tego na zasadzie: jedziemy, bo jedziemy. Od początku miałem nastawienie, że wszystko przepadło. Walka o zwycięstwo nie ma sensu… A okazało się, że nie przepadło. Nastawialiśmy się bardziej już tylko na mistrzostwa Polski, które miały być rozgrywane w trakcie sezonu. Pogodziłem się z porażką w pucharze. Przewaga Adriana była już bardzo duża. Jeszcze przed Zieloną Górą było to 120 punktów. To było tak naprawdę nie do odrobienia.
Ale ostatecznie się udało. Nie uważasz, że ktoś sprawił, że musiałeś jednak wygrać ten sezon?
Jak to kto? Wiadomo. To mój tata pilnował tego, że muszę wygrać. To oczywiste.
Dedykujesz ten sukces swojemu tacie?
Oczywiście. W pełni. Oba zwycięstwa.
To jest pierwsze twoje zwycięstwo w klasyfikacji generalnej całego sezonu. Zawsze byłeś o krok od zdobycia pucharu, zawsze brakowało tej kropki nad i. Jakie to jest uczucie wreszcie zwyciężyć, po kilku latach stanąć na podium „generalki”, być zdecydowanie najlepszym w swojej kategorii?
To niesamowite, zdecydowanie najlepsze uczucie. Czuję się przede wszystkim spełniony. Jeździmy po to, by wygrywać. Czy to jest puchar czy mistrzostwo Polski. Zwycięstwo to jest kwintesencja rywalizacji.
Została tylko ostatnia impreza sezonu, chyba najważniejsza. Finał Międzynarodowy Rok Cup International w Lonato. Czujesz się na siłach, by powalczyć?
Jeśli chodzi o moje przygotowanie do tej imprezy, to czuję się na siłach, żeby powalczyć o jak najwyższe miejsce. Jedynym problemem może być waga. Niestety w Polsce mamy wagę o 15 kg większą. To trochę też mniej motywuje zawodników do pracy zimą. Jeśli waga gokarta z zawodnikiem jest podniesiona, to człowiek potrafi sobie odpuścić. Tak było w moim przypadku, między innymi. Więc ja będę miał za dużą wagę podczas tej imprezy. Będę miał 10 kilogramów nadwagi. Tu może być problem.
Poza tym w twojej kategorii startuje sporo młodzieży. Czy to też ma znaczenie?
To prawda, startuje młodzież. Ale nie jest tak, że nie powalczymy. Jeśli uda mi się zrzucić wagę na 160 kg to na pewno powalczymy.
Jaki jest twój cel?
Przede wszystkim cel minimum to główny finał, a więc awans do grupy finałowej. Myślę, że jest to w zasięgu, jak najbardziej. Myślę, że troszeczkę nam pomoże w tym nowa cewka. Tak jak na początku sezonu mówiłem, charakterystyka silnika się zmieniła. Ten motor „wyjeżdża dołem” więc z tym ciężarem jaki mam, mam nadzieję też będzie wyjeżdżał. Minimum jest finał zawodów, a co więcej? Zobaczymy. Mam nadzieję, że będzie klasyfikacja Elite-30 i powalczę o jak najwyższe miejsce. Ale myślę, że damy radę. Dlaczego mielibyśmy nie dać radę. Byliśmy już tam dwa razy. Jakieś kilometry mamy zrobione na tym torze. Jestem dobrej myśli.
Byliście przed imprezą we Włoszech wcześniej…
Tak nasz wyjazd to w sumie 10 dni. Plan był taki, aby pojechać na Bridgestone Cup, przetestować ostatecznie pewne rozwiązania, uciec z wagi. Podłogi karbonowe, różne tego typu akcje. Zobaczymy ile to da. To było widać jak jechałem w kategorii DVS w Polsce jako dodatkowy zawodnik i uciekałem z wagi. Udało mi się uciec 5 kilogramów. Było widać różnicę. To było prawie pół sekundy różnicy na okrążeniu pomiędzy tym normalnym gokartem, którym się ścigałem, a tym odchudzonym.
Na czym polegało to odchudzenie?
Odkręciliśmy ze sprzętu ołowiane obciążniki. Trochę jednak jeszcze tego ołowiu na swoim wózku wożę. Miałem tam pięć czy sześć kilo ołowiu. A teraz kolej na różne elementy, które ważą zdecydowanie mniej. Śruby, mocowania aluminiowe, podłoga karbonowa i tak dalej.
Oczywiście jesteście w Lonato we dwójkę. Ty i twój brat Marcin.
Tak. Marcin zrobił w tym sezonie niesamowity krok do przodu.
To prawda. Był świetny, wszyscy byliśmy pod wrażeniem. Końcówka sezonu w jego wykonaniu była fantastyczna.
To, co pokazał to naprawdę było znakomite. Czarek Stadnik zrobił z nim dobrą robotę. Wygląda na to, że mój młodszy brat się otworzy, przełamie, że to już nastąpiło.
Zawsze sprawiał wrażenie niezwykle skupionego, a przy tym zamkniętego w sobie. Można było nawet pomyśleć, że bał się walczyć, że ma potencjał, ale coś go blokuje. Zgadzasz się z tym?
To prawda, był bardzo zamknięty w sobie, skryty. Teraz pani psycholog, która z nami współpracuje Marcinowi też sporo pomaga.
Życzę zatem powodzenia w Lonato i będziemy trzymać wszyscy kciuki za twój start.
Dzięki serdeczne i nie zapomnijcie dodać, że dziękuję również wszystkim zawodnikom kategorii Rok GP, którzy rywalizowali w tym sezonie, bo tak naprawdę to oni mnie dopingowali do tego, aby ich gonić na torze i w klasyfikacji. Dziękuję Adrianowi Marcinkiewiczowi, Mariuszowi Szymczakowi i wielu innym. Bez nich z pewnością nie byłoby mojego sukcesu w tym sezonie.
Rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS