Lenartowicz Motorsport to nazwa doskonale znana wszystkim na kartingowym padoku. Nierozerwalnie kojarzy się z Kornelem Lenartowiczem założycielem zespołu, byłym kierowcy kartingowym i trenerem zawodników. Kornel, znakomity inżynier wyścigowy, trener i mechanik byłych mistrzów Polski w swoim namiocie serwisowym czuje się jak ryba w wodzie.
Nam zespół Kornela Lenartowicza kojarzy się przede wszystkim ze startami i wynikami Małgorzaty Rdest, byłej mistrzyni Polski, dziś występującej w seriach samochodowych, Michała Kowalika czy Huberta Zaręby, którzy reprezentowali team w ubiegłych sezonach. Po długiej przerwie zespół wraca do rozgrywek kartingowych, choć z kartingiem nigdy nie zerwał swojej styczności. W tegorocznym sezonie w barwach LM ściga się dwóch rajdowców. Dwukrotny rajdowy mistrz Polski Tomasz Gryc i Ariel Piotrowski, którzy są …kartingowymi debiutantami.
O dyscyplinie, kategoriach pucharowych, kierowcach i planach na sezon z Kornelem Lenartowiczem rozmawia Paweł Surynowicz.
Ostatnio widzieliśmy się chyba w lipcu ubiegłego roku w Poznaniu. To powrót zespołu na dobre do kartingowego ścigania?
Czy powrót? Cały czas byliśmy blisko z gokartami. Nie mieliśmy zawodników, którzy chcieliby startować, bo rajdowcy się trochę obawiali młodzieży. Ale mocno trenowali i zdecydowali się w tym roku wystartować i przejechać cały sezon. Zobaczymy jak im się będzie wiodło.
Jak ci się udało przekonać do kartingu kierowców rajdowych?
Wystarczyło, że raz ich wcisnąłem do gokarta. Dopóki nie przejechali pierwszego okrążenia to trochę się śmiali, trochę nie dowierzali, ale po pierwszej jeździe wysiadali z wielkimi oczami i mówili: „Aha, mam coś jeszcze do zrobienia ze sobą”. I faktycznie paru kierowców, oprócz tych, którzy ze mną startują obecnie, trenuje karting, jako coś uzupełniającego. Jak popatrzymy na kierowców ze świata to też wielu ma kartingową przeszłość. Robert Kubica pochodzi z kartingu, wszedł w rajdy i chyba nawet jest trochę za szybki.
Rozmawiałem z twoimi kierowcami. Powiedzieli mi, że karting to kompletnie inny świat niż rajdy. Podzielasz to zdanie?
Owszem, to coś innego, natomiast nie zgodziłbym się, że są aż tak wielkie różnice. Jest pewien dystans do przejechania, podobnie jak w rajdach. Na torze to są te same zakręty, które można doskonalić. W rajdach jest zupełnie inaczej, ale mamy odcinek, który się przejeżdża dwa, trzy razy w ciągu dnia. I ciężko jest go tak doszlifować jak okrążenie na torze, ale czas tak samo ucieka i też jest ważne, żeby szybko wyjechać z zakrętu, a nie szybko wjechać w zakręt. Te elementy jestem w stanie pokazać na torze zawodnikom rajdowym. Oni to doskonale widzą i rozumieją, że napadnięcie na zakręt wcale nie jest równoznaczne z lepszym czasem.
To jest dla nich uzupełnienie, doskonalenie techniki jazdy?
Zobaczymy jak to się będzie przekładać na auto. Oprócz kierowców, z którymi współpracuję obecnie, a więc Tomkiem Grycem i Arielem Piotrowskim jeszcze kilku innych trenuje gokartami. Trochę jeżdżą Łukasz Habaj i Maciek Oleksowicz, ale oni nie mają czasu, aby aż tak się poświęcić i odrobić zadanie, tak jak Tomek i Ariel. Oni zdecydowali się na lekcje kartingowe bezpośrednio na torze w rywalizacji kartingowej. Tomek ma przejechane ponad dwadzieścia dni na torze i co pięć dni mówi: Kurcze, teraz już wiem… (śmiech). A ja mu powtarzam: poczekaj do końca sezonu, bo niektórzy ludzie jeżdżą w kartingu po kilkanaście lat, a ty dopiero zaczynasz. Na pewno będą mu się otwierały oczy i myślę, że mu to w rajdach pomoże.
Porozmawiajmy teraz o twoim teamie. Jakie plany na ten rok?
Mamy na razie tylko dwóch kierowców. To właśnie Tomek i Ariel. Nie mamy niestety dzieciaczków. Na pewno jesteśmy otwarci na nowych kierowców i przygotowani na to, żeby ich przyjąć. Pamiętajmy jednak, że ciężko jest obsłużyć prawidłowo zawodników w kartingu jeśli ma się ich zbyt wielu. Karting to jednak przede wszystkim szkoła dla kierowcy. Sprzęt to jest jedna rzecz, mechanik musi zrobić swoje. Gokart musi działać i musi sprawiać, żeby kierowca się czuł komfortowo. Ale głównie to jest praca z kierowcą.
Ciężko jest dobrać do współpracy odpowiednich mechaników?
Wyszkoloną kadrę ciężko. Podstawiać gokarta z niedoświadczonym mechanikiem, który nie będzie miał możliwości złapania kontaktu z kierowcą, trochę mija się z celem. Wyznaję filozofię, że założeniem kartingu nie jest to, aby za wszelką cenę przywieźć puchar. Te puchary nijak się nie przełożą w przyszłości. Przełoży się natomiast to, jak kierowca odrobił lekcje, jak jest szybki. Ważne by miał świadomość ewentualnych błędów, które popełnia, ciągłego szkolenia i poprawiania techniki i stylu jazdy. Dlatego stawiam nacisk na to, aby kierowcy mogli się rozwijać. Oczywiście w pewnym momencie naturalną rzeczą będą zwycięstwa i puchary. Nie każdy kierowca jest jak Max Verstappen, który jest po prostu bardzo dobry, niezwykle utalentowany.
Jesteś jednym ze specjalistów od kategorii międzynarodowych. Jaka jest różnica między kategoriami pucharowymi, a tymi mistrzowskimi, międzynarodowymi?
Miałem do czynienia trochę z różnymi seriami na świecie. Przede wszystkim, główną różnicą jest budżet. Kategoria pucharowa znacznie ogranicza silnik, co znacznie obniża koszty. Otwarte kategorie światowe praktycznie co dwa, trzy miesiące wprowadzają jakieś nowinki do silników. To się wiąże z zakupem nowego silnika, albo wynajęciem, żeby być szybkim, konkurencyjnym. To znacznie podnosi koszty. Inwestycja w sprzęt to lwia część budżetu, szczególnie w startach międzynarodowych. Więc formuła pucharowa jest o tyle dobra, że te silniki są „zamrożone” i praktycznie równe. Odpada znaczny koszt i to jest fajne.
Rozmawialiśmy wcześniej o grafice na twoim namiocie. Żartowałeś, że twój tata zepsuł ci życie…
Tak, to prawda. Można tak powiedzieć (śmiech). Tata się ścigał jeszcze w Formule Easter (formuła samochodu wyścigowego rozgrywana w krajach bloku wschodniego – red.), więc można powiedzieć, że na motorsport byłem skazany. A ta grafika? Zanim jeszcze widziałem pierwszego gokarta, mój tato zrobił mi taki rysunek w moim pamiętniku. Miałem wtedy sześć lat. I chyba za bardzo napatrzyłem się na ten rysunek. Dwa lata później miałem swojego pierwszego gokarta, a trzydzieści lat później ten sam rysunek wylądował na moim namiocie serwisowym…
To piękne podsumowanie twojej historii, prawdziwa klamra.
Tak. Mam nadzieję, że tacie się to spodoba, że się z tego ucieszy…
Kornel Lenartowicz. Były kierowca kartingowy oraz rajdowy, szef zespołu Lenartowicz Motorsport, który korzysta z podwozi niemieckiego producenta Mach1. Były inżynier wyścigowy i trener Małgorzaty Rdest, międzynarodowej mistrzyni Polski w kartingu.
Fot. Łukasz Iwaniak (Media4U), Paweł Surynowicz
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS