Super Nationals USA jest traktowana przez zawodników z Ameryki Południowej i Północnej jak dla nas mistrzostwa Europy. W zawodach bierze udział ponad 500 kierowców. Największa impreza roku, duże nagrody i niesamowita otoczka.
Oto krótka charakterystyka imprezy w Las Vegas, gdzie zjeżdża cały kartingowy świat. Jedynym Polakiem w Nevadzie był w tym sezonie Karol Lubas, który z teamem CRG Nordam z USA walczył o zwycięstwo kierowców fabrycznych. Udało się! Wygrał Paolo De Conto i to po raz trzeci!
Oddajmy głos Karolowi, który scharakteryzował imprezę w Las Vegas specjalnie dla Polskiego Kartingu.
Na początek samo miejsce. Chyba idealne żeby zebrać wszystkich zawodników z wielu miejsc na świecie i zintegrować. Bo to również jedna z wielu dobrych stron wyścigów. Zbierasz kontakty z całego świata, poznajesz nowych przyjaciół i spotykacie się w Vegas. Ludzie przyjeżdżają na zawody z całymi rodzinami, traktując je jako dużą część rozrywki, co jest dużym plusem.
Utarło się, że Amerykanie słyną z wymyślania dziwnych koncepcji. Jedna z nich to właśnie tor „uliczny” w Las Vegas. Użyłem cudzysłowu, bo w rzeczywistości jest to ogromny parking dla pracowników biur i mieszkańców. Zabezpieczony przez specjalne plastikowe bandy, które na pierwszy rzut oka pozostawiają wiele do życzenia, podczas wyścigów często fruwają. Jednak do tej pory na szczęście spełniają swoją funkcję.
Nitka toru jest bardzo ciekawa. Długa prosta, techniczna ciasna część, następnie szybkie zakręty z lekkim hamowaniem i seria szykan z nawrotem na końcu i znów szybki łuk będący wyjściem na prostą startową. Bardzo ciasno, jak przystało na tor uliczny. Mimo to wyprzedzania oglądaliśmy na każdym zakręcie. I to na każdym okrążeniu.
Organizacja na dobrym poziomie, kontrola techniczna również. Jest kilka aspektów, które oni (Amerykanie) robią lepiej. Rewelacyjne widowisko dla kibiców! 47 kierowców ustawionych na polach startowych do każdego wyścigu. O 13 więcej niż u nas. Ba! 47, bez mocowania przedniego spoilera CIK-FIA! Nie boisz się, że po uderzeniu innego kierowcy z tyłu w Ciebie ty uderzysz w kolejnego przed sobą i dostaniesz karę 10 sekund za opadnięty spoiler. Nie boisz się, że za przedwczesne hamowanie z premedytacją innego kierowcy, spadnie spoiler i znów dostaniesz karę z nie swojej winy.
Za lekkie uderzenie dostaniesz takie samo od drugiego zawodnika i jesteście „kwita”. Za te niesportowe zagrania przeglądane są materiały video (na każdym zakręcie kilka kamer) i wówczas dostajesz karę lub nie. Jeden warunek, sędziowie muszą wykonywać swoją pracę w 100% i przede wszystkim mieć pojęcie o tym co robią.
Karol Lubas i Hannes Janker
na pole position do heat’u
w drugiej rundzie Mistrzostw Europy 2017.
Jestem pod wielkim wrażeniem tamtejszych sędziów. Każda niesportowa sytuacja, którą widzieliśmy kończyła się karą, a tych, którzy zgłaszali lub protestowali delikatne kontakty mimo których nie stracili nawet pozycji, odsyłali z kwitkiem. Logiczne, proste? Dzięki temu w czołówce znajdują się naprawdę twardzi i inteligentni kierowcy. Kierowca, z którym pracowałem przez ten weekend (Brenden Baker) w każdym heacie kiedy przebił się do 4-5 miejsca zaraz spadał do 8-10, co okrążenie karuzela. To pokazywało, że w czołówce nie ma słabych kierowców lub tych z „lepszym” sprzętem.
Nasz inny kierowca z kolei Callum Bradshaw, po starcie spoza pierwszej 15 przebijał się do TOP 5. Finał ukończył na 3 pozycji. Paolo De Conto wygrał w KZ. Mam na myśli, że pozycje są odpowiednie do pracy wykonanej na torze przez danego kierowcę. Chyba ten sam problem widzimy dziś w F1 i innych seriach. Sport staje się nudny. Przez radio ciągle słyszymy „on mnie niebezpiecznie wyprzedził!”, „Wypchnął mnie poza limit toru!”. Ludzie chcą oglądać walkę bok w bok kierowców, którzy wiedzą co robią. To przyciąga kibiców, a nie trzeba mówić, że to błyskawicznie przeradza się w obecność mediów i sponsorów. Gdzie kibice tam i oni! Wystarczy wrócić do starych dobrych rozwiązań i federacje zobaczą ogromne poparcie każdego jednego kibica, zawodnika i zespołu.
Na przykład De Conto (zwycięzca kat. KZ – już trzeci raz z rzędu) odebrał nagrodę w postaci 10.000$. Nie spotkałem się nigdy w Europie, aby ktoś dostał taką nagrodę od partnerów, sponsorów serii i w dodatku za pojedynczy wyścig. Dlatego uważam, że mimo paru minusów niektórych rozwiązań powinniśmy się uczyć i brać przykład, a nawet kopiować od Amerykanów.
Z technicznej strony możemy być z siebie dumni. Serwis, doświadczenie, wiedza i innowacyjność kartingowa w Europie jest kilka poziomów wyżej. To jest fakt. Większość zespołów nawet nie wyciąga silnika z gokarta przez całe zawody, podstawowe czynności eksploatacyjne i ustawienia podwozia, to temat rzeka. Ponad 50% mechaników, managerów, członków zespołów jest ściągana z europejskiego kartingu, co jest świetnym rozwiązaniem dla obu stron.
Osobiście jeżeli miałbym możliwość startu w SKUSA jako zawodnik, zrobiłbym to bez wahania.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Karolu i jego kartingowej drodze, zobacz jego profil facebookowy KLIKNIJ TUTAJ
fot. CRG, Archiwum Karola Lubasa, Bruno Daldosso
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS