Finał międzynarodowy Rok Cup rozgrywany jest po raz 15. W Lonato w tym tygodniu rozpoczęły się rozgrywki kolejnej światowej imprezy kierowców serii Roka. Zastanawialiście się jak na przestrzeni lat zmienił się Rok Cup International? Pytamy Macieja Żukowskiego, który wie to lepiej niż ktokolwiek inny. Maciek ścigał się w pierwszej edycji. Jest tam obecny również dzisiaj.
Po raz pierwszy Rok Cup International rozegrano w 2003 roku. Do rywalizacji przystąpili kierowcy tylko jednej kategorii – seniorskiego Rok. Rok Cup wówczas rozpoczynała swoją działalność, ale w pierwszym finale nie mogło zabraknąć Polaków. Większość kierowców występujących w finale międzynarodowym stanowili Włosi, jednak w stawce Rok Senior pojawiło się czterech kierowców z Polski.
Byli to zwycięzca polskiej serii Marcin Wójcik, Łukasz Szczap, Michał Szewczak oraz Maciej Żukowski. Postanowiliśmy zapytać Maćka o wrażenia z tegorocznej imprezy i poprosić aby podzielił się z nami wspomnieniami.
– Jeszcze za czasów ICA dwa razy startowałem w „czeskiej lipie” czyli na torze w Sosnowej. Ale jeśli chodzi o kraje zachodnie to występ w Jesolo był moim pierwszym startem – wspomina Maciej Żukowski. – Oczywiście wyglądało to zupełnie inaczej niż w Polsce. Różnił się sam wygląd parku maszyn. Teamy fabryczne, wielkie namioty, no i inny styl jazdy kierowców. To było coś zupełnie innego, a dla nas nowego.
W Jesolo było wówczas czterech polskich kierowców. Tryumfator polskiej kategorii senior Marcin Wójcik i trójka czołowych zawodników. Dziś w Lonato jest ponad dziesięć razy więcej Polaków niż w pierwszym, inauguracyjnym starcie. – Super, że tylu Polaków chce się zmierzyć z najlepszymi. I nie są tylko statystami, ale liczą się w stawce praktycznie w każdej kategorii. Wtedy było dużo mniej zawodników, głównie z tego względu, że był to dopiero początek Roka na świecie. Teraz, żeby awansować do finału trzeba wysoko jechać w każdym heacie eliminacyjnym. Nie jadą tu najlepsi z najlepszych tak jak w Rotax Grand Finals, ale poziom jest mega wysoki – mówi Maciek Żukowski.
– Pamiętam tę naszą pierwszą imprezę rokową w Jesolo. Nie było aż tak międzynarodowo jak dzisiaj. W sensie nie przyjechał cały świat. Ścigali się głównie kierowcy z Europy. Teraz widzę zawodników z Mozambiku! Wtedy zdecydowaną większość stanowili Włosi – wspomina. Ale oczywiście różnicę pomiędzy tym, co Polacy pamiętają sprzed 14 lat, a tym co widzą dzisiaj są kolosalne. Maciek Żukowski wrócił na Rok Cup International po 13 latach, w roku ubiegłym. Impreza, o której wiele przecież słyszał i śledził ją w mediach zrobiła na nim wielkie wrażenie. – Zmienił się świat, więc i zmieniły się zawody Roka. To normalne. Ale fajne nazwiska tu startują i można spotkać wielu ludzi na padoku. Emerson Fittipaldi, Jarno Trulli, Rubens Barichello. Oni są wśród nas.
Największe emocje pozostawiła w Maćku jednak sama rywalizacja kartingowa, którą zapamiętał z Jesolo. Dziś jest mechanikiem młodziutkich Polaków i te wspomnienia wciąż są bardzo wyraźne i żywe. Obserwując wyścigi nowego pokolenia na torze z pewnością obrazy z Jesolo przewijają się mu przed oczami. – Pamiętam, że prowadziłem w swoim prefinale, ale na metę przyjechałem trzeci. W finale na pierwszym okrążeniu dostałem strzała na nawrocie od Marcina Wójcika i pękła mi felga. A wychodziłem na trzecią pozycję! Powietrze zeszło od razu… ale ja wtedy płakałem!
– Ale szczerze powiem dzisiejszy finał międzynarodowy od tamtej imprezy różni się tylko liczbą zawodników i całą oprawą. U Włochów wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To zrobiło już wtedy na mnie wrażenie w porównaniu z Polską. Dziś jest podobnie – mówi Maciek Żukowski.
fot. Archiwum Macieja Żukowskiego i Andrzeja Ościka
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS