W wielu odsłonach cyklu „Olejem po trybach” poruszałem problem niepopularności kartingu. Dziś trochę z innej beczki, jednak w podobnym guście.
Większość obecnych zawodników w Polsce (i na świecie) to bardzo młodzi ludzie. Wszyscy chodzą do szkół podstawowych, gimnazjów czy liceów. Jednym słowem są w trakcie obowiązkowej edukacji. Sport sam w sobie jest bardzo ceniony, a wręcz pożądany w placówkach edukacyjnych. Na lekcjach wychowania fizycznego stawia się duży nacisk na lekkoatletykę, gry zespołowe czy basen. Jednak gdy dochodzi do sytuacji, w której uczeń wychodzi poza kanon najczęściej uprawianych dyscyplin sportu, mogą zacząć się pewne problemy.
Za nim o kłopotach przeanalizujmy w jaki sposób karting może przeszkadzać gronu pedagogicznemu. Nieobecności; żaden zawodnik na poziomie profesjonalnym nie jest w stanie dobrze przygotować się do zawodów jeśli nie pojedzie na trening. Oczywiście zaprawa fizyczna też jest nieodłączną częścią tego sportu, ale podnosząc drążki nie nauczymy się jeździć po torze. Wyjazdy wymagają czasu. Wiadomo, że tory nie są otwarte dla zawodników 24 godziny na dobę w związku z tym często kierowcy są zmuszeni do wyjazdów podczas trwania zajęć w szkole. To jednak jest małe piwo. Gdy pedagodzy przełkną już przelotne nieobecności z powodu treningu, pojawia się problem zawodów międzynarodowych.
Przykładowo Euro Challenge – zawodnicy są na torze przez cały tydzień. Treningi w ramach wpisowego, kwalifikacje, heaty, prefinał i finał. To wszystko zajmuje o wiele więcej czasu niż w Polsce, a jeżeli chce się być na topowym poziomie i myśleć o dalszej karierze motosportowej, to zaistnienie na scenie międzynarodowej jest obowiązkowe. Tutaj dochodzimy do patowej sytuacji w przypadku, gdy szkoła nie akceptuje uprawianego przez nas sportu. Żeby móc funkcjonować w obecnym świecie musimy napisać maturę, a żeby osiągnąć coś w motosporcie potrzeba poświęcić szkołę dla zagwarantowania sobie przyszłości. A co jeśli nie wyjdzie nam kariera zawodnika?
To nic, napiszemy maturę i będziemy żyli dalej swoim rytmem, ale nie o tym mowa. Szkoły wspierają sportowców, bo ci je reprezentują. Rzadko kiedy spotyka się kierowców kartingowych dlatego dochodzi do takiej zniewagi naszego sportu. A przecież zawodnicy reprezentują szkoły w taki sam sposób na torze jak pływacy na basenie. Tylko, że na torze uczymy się czegoś więcej niż jeżdżenia w kółko. Trzeba to docenić. Z własnych obserwacji moich znajomych jak i samego siebie, stwierdzam, że kartingowcy dojrzewają szybciej. Podczas jazdy, w namiocie, na padoku – przez całą karierę uczymy się nie tylko pięknej rywalizacji, ale też po prostu życia. Dyscyplina, odwaga, odpowiedzialność – jest wiele cech, które rzeźbi w nas karting. Nauczyciele nie zawsze od razu to dostrzegają.
Postrzeganie kartingu przez placówki na pewno zmieniło się trochę odkąd Rotax i Rok są kategoriami mistrzowskimi a gimnazjaliści za dobre wyniki na torze mogą zdobyć punkty do liceów. Nadal jednak nie wszędzie można spotkać się ze wsparciem ze strony nauczycieli. A wystarczy przecież tylko trochę wsparcia i wyrozumiałości. Kartingowcy nie potrzebują ulg, ale zrozumienia, że na torze też walczą o coś ważnego; że nie znikają ze szkoły dlatego, że jeżdżą na samochodziki do wesołego miasteczka. To co robią jest poważną próbą realizacji marzeń i zagwarantowania sobie przyszłości. Proszę to uszanować.
Przeczytaj poprzedni artykuł z cyklu.
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS