Wielu kierowców rozpoczynających swoje kariery nie myśli na początku o występach za granicą – to normalne. Trzeba nabrać trochę doświadczenia podczas lokalnej, polskiej rywalizacji. W przypadku młodszych zawodników może również się okazać, że karting nie jest tym, czemu chciałoby się poświęcić. Jednak z każdym przejechanym kilometrem, kierowcy myślą o rezygnacji z polskiego ścigania na rzecz zachodnich serii. Nikt się temu specjalnie nie dziwi. Każdy tak robił i jest to wpisane w pewien schemat rozwoju.
Jedną z najbardziej popularnych lokalizacji, którą się wybiera są Włochy. Wiadomo, kolebka kartingu, wielu zawodników, inny poziom, nowe doświadczenia. Oprócz tego są także międzynarodowe serie, takie jak Rotax CEE, Rotax Euro Challenge czy WSK. Decyzja o wycofaniu się z polskiego Rotaxa na rzecz World Series Karting czy Euro Challenge są zrozumiałe, ale jeśli rezygnujemy z „Polski” dla np. niemieckiego Rotaxa lub CEE, to czy nie popadamy w pewnego rodzaju błędne koło?
Słyszymy, że Polacy mają sporo do powiedzenia
poza granicami i potrafią wygrywać międzynarodowe wyścigi.
Gdzieś się tego nauczyli…
Głównym powodem, dla którego zawodnicy zamieniają polskie zawody na zagraniczne jest poziom rywalizacji. Słyszymy, że Polacy mają sporo do powiedzenia poza granicami kraju i potrafią wygrywać międzynarodowe wyścigi. Dlaczego jednak trzeba uciec z Polski, żeby udowodnić, że jest się dobrym kierowcą? I drugie pytanie: Skoro dobrzy są za granicą, to znaczy, że wynieśli pewną naukę z polskiej rywalizacji.
Posunę się do tego, żeby wysnuć pewną teorię. Gdyby zamiast rezygnować z rodzimego Rotax Max Challenge czy Roka, startować w nim dla treningu i nabijania sobie kilometrów, a oprócz tego skupić się na zagranicznych rozgrywkach typu WSK i Euro Challenge, to mistrzowie kategorii może nie musieliby się decydować się na ucieczkę z Polski. Gdyby przyjąć zasadę, że polscy kierowcy z bagażem doświadczeń, tacy jak Kuba Greguła, Paweł Myszkier, Michał Stępiński, czy nawet Karol Basz, zdecydowali się na powrót do polskiego ścigania, inni zawodnicy mogliby się wiele nauczyć. A przez to frekwencja byłaby pewnie nieco wyższa…
Gdyby najlepsi zdecydowali się na powrót
do polskiego ścigania, inni zawodnicy mogliby
się wiele nauczyć, a frekwencja
przez to by pewnie wzrosła.
Jak jechać utrzymując odpowiedni tor jazdy? Nie jest trudno. To czysta „pamięciówka”. Ale podczas „robienia kółek” jest wiele niuansów, które można zauważyć obserwując dobrych kierowców. A przez to, że co sezon odkrywane są nowe talenty, i co roku odpływają starzy wyjadacze, toczymy się w to błędne koło. Młodzi i niedoświadczeni nie mają się od kogo nauczyć, a ci bardziej doświadczeni chcą podpatrzeć tych jeszcze bardziej doświadczonych i jechać tak jak oni.
Zmiany w kartingu w Polsce obserwujemy już od jakiegoś czasu. Polski karting ostatnio mocno poszedł do przodu. Podczas inauguracyjnych zawodów Rotax Max Challenge sędziowie mieli do dyspozycji 14 kamer do rozstrzygania sporów. Niby nic, ale pachnie już Europą, prawda? To o czym piszę nie jest formą oskarżenia wobec zawodników, którzy przenieśli się na zachodnie tory. Dlaczego Polska nie może być jednym z tych zachodnich torów, i dlaczego tutaj inni nie mogą się uczyć, tylko my musimy gdzieś wyjeżdżać? Myślę, że Polacy mają w kartingu wiele do powiedzenia, są świetni w ściganiu.
Tylko dlaczego nasi najlepsi kierowcy uciekają z Polski?…
Jan Olejniczak
Przeczytaj poprzedni artykuł z cyklu
fot. Archiwum
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS