Jacek Pokojowczyk znakomicie zakończył tegoroczne Kartingowe Mistrzostwa Polski. Zajął trzecią pozycję w klasyfikacji generalnej. W pucharze Polski podobnie jak w mistrzostwach występował w kategorii Rok GP25. Był szóstym kierowcą. Rozmawiamy z jednym z weteranów ścigających się w dawnym Super Roku.
Jak wyglądał ten sezon z twojej perspektywy?
Trzecie miejsce w mistrzostwach Polski to mój najlepszy wynik w historii występów. To sprawia, że ten sezon był dla mnie bardzo udany spośród tych pięciu ostatnich lat, w których się ścigam. Natomiast przepisy są tak dziwnie skonstruowane, że Mariusz Szymczak został zdyskwalifikowany za jakieś drobne, nieistotne, wręcz aptekarskie rzeczy i chyba to spowodowało, że ostatecznie nie dostanę szarfy wicemistrzowskiej. Sezon dobry, ale tytułu nie mam.
Przykre to, bo okazuje się, że twój występ w KMP był turystyczny…
Tak, bo się okazało, że niby jestem trzeci, ale bez tytułu. Trochę więc ten sezon jest dla mnie nie do końca spełniony, bo jeżeli coś się wywalczyło, a tego nie ma, to trochę przykre. Ale takie jest czasami życie, niestety. Jest, jak jest.
Jak będzie w przyszłym sezonie?
Przyszły sezon jest pod znakiem zapytania, dlatego, że promotor Roka próbuje coś zmieniać, łączyć kategorie GP15 i GP25. I jeżeli „zjedzie” z kilogramami (wagą zestawu wózek+kierowca – red.) tak jak planuje, to nie ma sensu jechać. Rozmawiałem z kolegami. Nie będziemy jechać w ogóle. Już w tym sezonie zrobiłem wszystko co mogę, jeśli chodzi o zbicie wagi. I tak naprawdę i tak nie miałem tej wagi, która powinna być. Brakowało mi dwóch, trzech, czasem czterech kilogramów. Zszedłem do 178, ale nóg już sobie nie odetnę, żeby ważyć mniej (śmiech). A teraz próbuje się ratować GP15, gdzie nie oszukujmy się, jedzie dwóch czy trzech zawodników, a nas w GP25 jest przykładowo dziewięciu i to my mamy się dostosować do tego tworząc jakąś wspólną kategorię. Ja przyjeżdżałem w tym sezonie szósty, piąty, czasem trzeci w GP25, to teraz kiedy dojdą „piętnastki” i zbiją wagę, a ja będę przyjeżdżał ósmy czy dziesiąty, to nie ma to większego sensu. Nie będzie żadnej frajdy i satysfakcji.
Jak powinno być twoim zdaniem?
Kategoria GP25 powinna być dla starszych zawodników. Nie powinno się jej w ogóle ruszać. Starsi chcą się bawić, niech się bawią. Tak jak kiedyś Super Rok. A teraz promotor chce reanimować GP15, gdzie jest ich trzech. Dla mnie to bzdura, bo tworzy jakąś wspólną, nową kategorię, a rozwala tę większą. Jeżeli nie pojedziemy ja, Kuba Dobroszczyk, Paweł Dajewski, pewnie Sebastian Lotz, właśnie z powodu wagi, to się wszystko porozwala. Nie wiem jeszcze na sto procent czy tak będzie, ale takie chodzą słuchy. Muszę dowiedzieć się od promotora jaki jest plan, bo niedługo trzeba będzie się przygotowywać do sezonu albo sprzedawać wszystko.
W ostatnich latach i tak było trochę zmian, ale przetrwaliście.
Dobre było posunięcie z gaźnikami w tym sezonie, ale z tego co wiem to była decyzja firmy Vortex, nie promotora. Ujednolicili gaźniki i nie można już było w nich „grzebać”. To oczywiście wyrównało trochę szanse. Ale w tym momencie, ta kategoria, która będzie miała 168 czy 170 kg, nie jest tworzona ani pod Włochy, ani nie ma nigdzie takiej wagi. To będzie taka polska hybryda, która zepsuje zabawę. Czy to nasza wina, że w GP15 było „biedniej” jeśli chodzi o zawodników? Jak młodsi kierowcy chcą jechać to niech dołożą trochę ciężarków i spróbują sił z nami. U nas było liczniej. A teraz my mamy się dostosować. Ja już nie dam rady bardziej się dostosować, bo nie mam z czego. Trudno. Powiedziałem już, że nie będę jeździć.
Kiedy patrzyło się na waszą kategorię w tym sezonie to dobrze to wyglądało, bo było was kilku weteranów…
Tak, to prawda. I co ważne, jesteśmy solidni pod względem frekwencji. Ja na przykład nie opuściłem żadnej rundy, bo lubię to, to jest dla mnie zabawa i tak to traktuję. Kuba Dobroszczyk opuścił chyba jedną. Ale generalnie jesteśmy solidnymi zawodnikami dlatego, że jesteśmy. Pojawiamy się na zawodach. A niestety nikt z nami tak naprawdę nie rozmawia. Wszystkie ustalenia są z teamami. Dla przykładu team DD i Maranello wystawia po jednym, dwóch zawodników w naszej kategorii. A my, czyli ja, Kuba i Mariusz Szymczak jesteśmy we trójkę. Tak naprawdę to my jesteśmy najsolidniejszym teamem jeśli chodzi o naszą kategorię, bo zawsze jesteśmy razem. Co prawda nie jesteśmy zorganizowani w sensie wspólnej nazwy, ale jesteśmy razem. Stoimy razem, itd. I teraz kiedy są jakieś ustalenia, to nas nikt nie informuje, że będzie jakieś spotkanie. Nie traktuje się nas poważnie. Nie pyta się nas na przykład jakie jest nasze zdanie na temat wagi. Jeśli się tak stanie, że waga zostanie obniżona w przyszłym sezonie to jeśli zostanę z wózkiem to owszem przyjadę na jakiś trening, ale jak przyjdzie do zawodów to zwinę się i wyjadę. Nie będę płacił pieniędzy żeby nie mieć z tego zabawy i obstawiać tyły.
Obserwowałem twoją jazdę w tym i w zeszłym sezonie. Zrobiłeś spory postęp. To jest właśnie efekt tej frajdy?
Mnie to też bardzo cieszy. Szczerze powiem, że mój udział w zawodach to też nie są małe pieniądze. Wyjazd na zawody, gdzie jestem sam i sam sobie mechanikuję to jest koszt rzędu trzech, trzech i pół tysiąca złotych, oczywiście jak nie ma żadnych usterek. Nie liczę oczywiście remontów. To też są niemałe pieniądze. A jechać po to, żeby ktoś mógł skasować za opony albo wpisowe, a ja będę statystował, żeby była frekwencja? Mnie się to nie podoba.
Tak jak z regulaminem KMP. Okazało się, że pełnej frekwencji nie było i nie masz tytułu wicemistrzowskiego.
To jest dla mnie chore. Było nas dziesięciu. To już nie jest mało. I w tym układzie nie dawać trzech szarf? To jest jakieś chore, naprawdę. Dla samej frajdy, dlatego, żeby to nakręcać, pokazywać ludziom, że warto startować, powinni przyznać przynajmniej trzy nagrody za generalkę. Żebyśmy pojechali do tej Warszawy, stanęli na podium i mieli satysfakcję. Nie. Kompletnie nie wiem dlaczego. Czy to jest jakiś wielki koszt? Ten puchar i szarfa? O co tu chodzi? A przecież zawsze zostaje jakaś pamiątka. Szykuję teraz sobie w domu garaż kartingowy. W sensie puchary, zdjęcia, które dostajemy… Fajnie by wyglądało to trzecie miejsce w mistrzostwach Polski. Ale nie dostanę… Tak właśnie jest.
Jeździłeś wiele lat temu. To jest twój powrót po latach, prawda?
Tak. Jeździłem bardzo dawno temu w kartingu, jeszcze w czasach technikum samochodowego, ale to był tylko rok. Nawet zgadaliśmy się ostatnio z Kubą Dobroszczykiem, że występowaliśmy razem. Nawet się jeszcze wtedy nie znaliśmy. A później miałem długą przerwę. Do momentu kiedy zacząłem wkręcać w karting przez Grzegorza Karczewskiego mojego syna. Mój „młody” zaczął jeździć …i nie mogłem usiedzieć w miejscu i kupiłem sobie wózek. I pięć lat już przejeździłem od tego czasu.
Pewnie żal będzie zostawić to wszystko…
Oczywiście, że żal! Jestem już przyzwyczajony do tych ludzi, do tego klimatu, który panuje na zawodach. Jest naprawdę fajny. W gronie ludzi, z którymi się obracamy w tym czasie, a którzy są naprawdę sympatyczni, jest to fajne oderwanie od rzeczywistości. Ale widać, nie nam o tym decydować jak to ma wyglądać, niestety. Żałuję, że „majstruje” się przy naszej kategorii. Zamiast coś zrobić z tą „piętnastką” niszczy się „dwudziestkę piątkę”, która powinna być trochę „luźniejsza”. My nie jedziemy o „złote kalesony” tylko dla zabawy. Nas już do formuły 1 nie wezmą (śmiech). Młodzi kierowcy, którzy się rzeczywiście biją, owszem powinni się ścigać w kategoriach, które mogą ich wypromować. Tu leży sens poszukania czegoś lepszego, ulepszenia, wprowadzenia jakichś rzeczy preferencyjnych. Rok GP25 tak! Nowa wspólna kategoria nie!
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Rafał Oleksiewicz (Polski Karting)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS