Hiszpania. Trójka Polaków wystartowała w trzeciej rundzie Rotax Euro Challenge. Zawody nie były zbyt udane dla żadnego z nich choć wszystkich zobaczyliśmy w wyścigach finałowych. Największego pecha miał Łukasz Bartoszuk (CRG Spa), który wycofał się z rywalizacji po kilku finałowych okrążeniach.
W Zuerze zobaczyliśmy trójkę polskich kierowców. Byli to wspomniany wcześniej Łukasz Bartoszuk oraz dwójka zawodników zespołu Marka Wyrzykowskiego, Sławomir Murański i Piotr Wiśnicki. Ze startem całej trójki wiązaliśmy spore nadzieje. Niestety, miniony weekend nie był dla Polaków udany. Szkoda szczególnie wyniku Łukasza Bartoszuka, który do tej pory był liderem stawki DD2 Max. I choć ma spore szanse na zwycięstwo w tym sezonie, jego start na hiszpańskim torze był bardzo nieudany.
– Nie chcę komentować tej imprezy – mówił po zakończeniu wyścigów kierowca fabrycznego CRG. – Mogę tylko powiedzieć, że miałem spore problemy techniczne.
Łukasz Bartoszuk był mocno poirytowany po zawodach w miniony weekend. Nie mniej, jak na profesjonalistę przystało, już myślami jest we francuskim Salbris, gdzie rozegra się finałowa runda Euro Challenge. Wciąż ma spore szanse, by wygrać cykl. Musi jednak we Francji stanąć na najwyższym stopniu podium. Dokonał tego we Włoszech. W Belgii był drugi. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby powtórzył sukces na torze we Francji.
W Hiszpanii najwyraźniej zawiódł sprzęt. Podwozie, którym podróżował Bartoszuk, było zdecydowanie słabsze w porównaniu do rywali. Widać to było już w treningach wolnych, gdzie tylko dzięki nieprzeciętnym umiejętnościom polskiego kierowcy plasował się w środku stawki. W czasówce Bartoszuk był 17. W poszczególnych heatach 10., 13. i 11. Do niedzielnego prefinału warszawianin ruszył z 10. pozycji, ale wyścig ukończył na 17. miejscu. W finale zrezygnował z rywalizacji po czterech okrążeniach… Szkoda.
Rywalizację w DD2 Max wygrał Węgier Ferenc Kancsar przed Kevinem Ludi ze Szwajcarii i Włochem Cosimo Durante.
Hiszpański weekend był również pechowy dla Sławomira Murańskiego, naszego czołowego kierowcy w DD2 Masters. Choć zaczął się od fenomenalnej czasówki wrocławianina i pole position wśród najstarszych kierowców. – Sam byłem zdziwiony swoim czasem – mówił po wyścigach Murański. – Po treningu oficjalnym ktoś pokazał mi palcem, że jestem pierwszy, ale nie uwierzyłem. Dotarło to do mnie dopiero gdy pogratulował mi Mariusz Dąbrowski, mój mechanik. Wyprzedziłem w czasówce aktualnego lidera klasyfikacji Irlandczyka Martina Pierce’a o …uwaga… 0.001 sekundy.
Ten sam Pierce był później „katem” Murańskiego. W pierwszym heacie „rozjechał” Polaka i wrocławianin ukończył wyścig cztery okrążenia przed metą. Irlandczyk dostał za to karę, ale ten incydent miał znaczenie w dalszej rywalizacji polskiego zawodnika. – Martin przyszedł do mnie i mnie przeprosił. Zachował się bardzo elegancko, bo przyznał, że to była jego wina. Tylko co z tego, skoro mój sprzęt był mocno sfatygowany. Miałem problemy w kolejnych wyścigach.
W drugim heacie Murański w ogóle nie pojawił się na torze. Mechanicy nie zdążyli z przygotowaniem sprzętu. W trzecim wyścigu Polak pokazał się z dobrej strony. Uplasował się ostatecznie na 12. pozycji, tuż za Łukaszem Bartoszukiem. Po kwalifikacjach zajął jednak przedostatnią pozycję i do prefinału miał ruszyć z ostatniej linii. Pech nie opuszczał Murańskiego, bo na drugim okrążeniu formującym do wyścigu prefinałowego Polak złapał „kapcia” – Zjechałem od razu do boksu. Jak pech to pech. Do problemów technicznych, które mieliśmy praktycznie przez cały weekend doszła jeszcze guma w prefinale – mówił.
W wyścigu finałowym Murański podnosił się dwukrotnie, po incydentach z udziałem rywali. Najpierw dogonił środek stawki, ale po drugim zdarzeniu nie był w stanie już rywalizować o wyższe pozycje. Ukończył finał na 21. miejscu, w wśród „mastersów” był czwarty. Tuż przed nim na podium znaleźli się Martin Pierce z polskiego Uniq Racing – zwycięzca DD2 Masters, Christophe Adams z Francji i Euripides Hatzistefanis z Grecji.
Trzecim Polakiem w Zuerze był junior Piotr Wiśnicki. Podopieczny Marka Wyrzykowskiego w treningach wolnych plasował się w środku stawki. W czasówce zajął 20. pozycję i gdy wydawało się, że nie zdoła zaistnieć w pierwszym wyścigu po raz kolejny zadziwił swoją postawą. Wyprzedził 13 rywali i zajął 7. miejsce! Później było gorzej. Nie ukończony drugi wyścig i 24. lokata w trzecim dały ostatecznie Piotrkowi 21. pozycję po kwalifikacjach.
Poranna niedzielna rozgrzewka przed prefinałem napawała jednak optymizmem, bo młodziutki Polak plasował się w środku stawki. Jednak w prefinale zyskał tylko jedną pozycję przyjeżdżając na metę na 20. miejscu. W wyścigu finałowym było podobnie, ale po walce stoczonej z rywalami w trakcie ośmiu finałowych okrążeń. 21. miejsce na mecie to efekt zdobycia pięciu pozycji, bo po starcie Wiśnicki był już 26. Ostatecznie młodziutki Polak został sklasyfikowany na 17. pozycji po karach dla kilku rywali.
Rywalizację w Junior Max wygrali kierowcy brytyjskich teamów. Pierwszy był Francuz Axel Charpentier ze Strawberry, a kolejne miejsce zajęli Olli Caldwell i Mark Kimber.
fot. Alex Vernardis, Loredana Ivancov (The Racebox)
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS