We włoskim Lonato zakończył się kolejny finał międzynarodowy Rok Cup. Zdobywcą pucharu świata w najbardziej prestiżowej kategorii tej serii został gdańszczanin Szymon Szyszko, który pokonał rywali we wszystkich wyścigach. W finale dał popis fantastycznej jazdy prowadząc od startu do mety. Tak szybkiego kierowcy w Rok Cup chyba jeszcze nie było.
Tryumf Szymona Szyszko przejdzie do historii tej imprezy. Polak nie tylko wygrał wszystko, co było do wygrania, ale zrobił to w stylu, którego dziś, kilkadziesiąt godzin po wyścigu finałowym z pewnością zazdroszczą Włosi, którzy mieszkają w ojczyźnie Roka.
Po obejrzeniu tych zawodów i jazdy polskiego kierowcy, można powiedzieć, że Szyszko to kartingowiec kompletny. Z wielkimi możliwościami i ogromnym potencjałem. Wszystko co najlepsze pokazał i zostawił na torze South Garda Karting. Zameldował się na mecie wyścigu samotnie, z prawie dziesięciosekundową przewagą nad drugim Irlandczykiem Norrisem. Taki wyczyn nie zdarza się często, a w finale światowym Roka chyba bardzo dawno. To kolejny sukces polskiego kartingowca, po zdobyciu przed niespełna miesiącem mistrzostwa świata przez Karola Basza. Kilka godzin po zwycięstwie z Szymonem Szyszko rozmawiał Paweł Surynowicz.
Jak się czujesz jako zwycięzca finału światowego? Co czułeś gdy przejeżdżałeś metę i już wiedziałeś, że jesteś zwycięzcą?
To było fantastyczne uczucie. Czułem się niesamowicie. Gdy obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że nie ma nikogo na ostatniej prostej do mety to było dla mnie wielkie wrażenie. To po prostu niesamowite uczucie. Trudno to opisać.
Gdy oglądaliśmy wyścig finałowy można było odnieść wrażenie, że twoi rywale nie chcą mieć z tobą nic wspólnego. Odjechałeś im bardzo daleko, już na drugim okrążeniu miałeś dwie sekundy przewagi. Wydawało się, że twoi konkurenci są pod tak wielkim wrażeniem twojej jazdy, że wolą nie mierzyć się z tobą i postanowili tylko zawalczyć o drugą pozycję. Pierwsza była zarezerwowana tylko dla jednego zawodnika. Byłeś bardzo szybki w tych zawodach. Wygrałeś wszystko, co było do wygrania. Jaki jest sposób na zwycięstwo finału światowego w takim stylu?
Cóż, gdy wygraliśmy pole position, nasza taktyka była bardzo prosta. Musiałem jak najszybciej „oszukać” drugiego zawodnika i odjechać jak najdalej. Nie blokować nikogo, nie wdawać się w walkę, tylko od pierwszego kółka starać się uciekać daleko, jak to możliwe. I to się sprawdziło. Zarówno w heatach, prefinale i finale.
Podpowiadał ci Karol Basz?
Oczywiście. Cały czas podczas wyścigów stał na trybunie i pokazywał co się dzieje na torze.
A co ci powiedział jak wyjeżdżałeś na finał?
Dostałem proste instrukcje. Miałem zasuwać do przodu jak najszybciej, nie oglądać się. Nie martwić walką z tyłu.
Czułeś swoją moc, swoją szybkość? Po zwycięstwach w czasówce, kwalifikacjach i prefinale czułeś, że jesteś poza zasięgiem wszystkich?
Nie. Ale gdy odjeżdżałem wszystkim w heatach, to wiedziałem, że w prefinale i finale mogę zrobić to samo. Liczył się tylko dobry start i jazda do przodu.
Udział w finale światowym jest wyjątkowy. Przed rokiem byłeś trzeci, teraz pierwszy. Jaka jest atmosfera, co czuje zawodnik? Jakbyś to opisał swoim młodszym kolegom? Jakie to uczucie być częścią tej wielkiej imprezy?
Atmosfera podczas finału światowego Roka w Lonato jest zawsze niesamowita. Organizacja jest bardzo dobra, nie ma niepotrzebnego zamieszania. Jest to na pewno jedna z najlepszych imprez.
Startowałeś w prestiżowej kategorii. Rok jest wizytówką tej serii. Wyścig kategorii seniorskiej jest zawsze na końcu, jako kwintesencja tych zawodów. Startujesz z pierwszego miejsca do tej rywalizacji, patrzą na ciebie tysiące kibiców z całego świata, jest transmisja w telewizji. W tym roku finały transmitował włoski kanał sportowy Sky. Czułeś presję, że to na ciebie, między innymi, wszyscy patrzą?
Niespecjalnie. Starałem się nie przejmować takimi rzeczami tylko skupić na sobie, na swoim celu, którym było wygranie zawodów. Chciałem dojechać do mety na pierwszym miejscu.
Jak wiele ci pomogło, że w tym sezonie jeździłeś poza granicami Polski, głównie we Włoszech?
Myślę, że bardzo dużo. Polski styl jazdy, a ten który widzieliśmy, włoski, to dwie kompletnie inne rzeczy. To, że startowałem we Włoszech spowodowało, że teraz jeżdżę trochę bardziej agresywnie. Tutaj jest taka specyfika, tak właśnie można, żeby utrzymać się na torze, żeby utrzymać w walce. W Polsce niestety nie da się tego nauczyć, bo tak jeździć nie można.
W tym sezonie jeździłeś we Włoszech Super Rokiem, czyli w kategorii wykorzystującej silnik DVS. Dlaczego zdecydowałeś się na powrót do kategorii Rok?
Silniki DVS są bardzo nieprzewidywalne. Nie wiadomo kiedy się coś stanie. Są bardzo awaryjne. Chcieliśmy jechać bezpieczną kategorią. Nie chcieliśmy powtórki sprzed dwóch lat, kiedy nie wyjechałem na prefinał startując z drugiego miejsca.
Czy był ktoś kto mógłby ci zagrozić w finale. Umówmy się. Czasówka, wyścigi kwalifikacyjne, prefinał to zupełnie coś innego niż wyścig finałowy. Czułeś presję któregoś z zawodników? Był ktoś taki?
Wiedziałem, że bardzo szybki jest Włoch Barbero, ale on miał daleką pozycję w prefinale i startował z dalszej części stawki do wyścigu finałowego. Jednak, gdy zobaczyłem, że po starcie mam dużą przewagę, nie myślałem o niczym jak tylko o tym, by odjechać całej stawce i utrzymać się od nich jak najdalej. Jadąc widziałem gdzie są moi rywale. Wiedziałem, że mam dużą przewagę.
Barbero gonił cię z całych sił. Przyjechał trzeci startując z dwudziestej pierwszej pozycji. Pokonał siedemnastu rywali. Nie obawiałeś się, że może cię dogonić?
Mając taką przewagę nie myślałem o tym.
Wiele razy się mówi, że wyścigi kartingowe to 50% kierowca, ale drugie 50% to sprzęt. Rozmawiałem niedawno z Karolem Baszem tuż po mistrzostwach świata. Przypomniał o ostatnim kółku w serii WSK, jego prowadzeniu i awarii silnika. Czy nie obawiałeś się, że może się wydarzyć coś, co pokrzyżuje twoje plany. Jedziesz z dużą przewagą, jesteś pierwszy…
Tak to prawda. Myśli się o takich rzeczach. Na ostatnich dziesięciu okrążeniach finału zacząłem przytykać ręką jeden komin od puszki, żeby silnik dostał więcej paliwa. Tak na wszelki wypadek, aby nie doprowadzić do zatarcia.
Czy to zwycięstwo coś zmienia w tobie, w twoim myśleniu, w twoim podejściu do kartingu? Czy to jest jakiś przełom dla ciebie?
Na pewno wzmacnia. Myślę, że da mi to większej pewności na następnych zawodach, w następnych wyścigach.
Jakie ma plany na przyszły rok zwycięzca finału światowego?
Jeszcze nie mamy sprecyzowanych planów, ale na pewno pojedziemy zagranicą.
Samochody czy karting?
Karting.
Jest ktoś, komu chciałbyś podziękować, komu zawdzięczasz ten sukces?
Na pewno chciałbym podziękować mojemu mechanikowi Dominikowi za świetną robotę w Lonato. Całemu zespołowi Speedkart, Karolowi Baszowi, mojemu coachowi. Oczywiście rodzicom, bratu i wszystkim, którzy mi dopingowali. Kamilowi Wódce za wspieranie przez całe zawody, mojemu trenerowi z siłowni Błażejowi Zieńczkowi za doskonałe przygotowanie.
rozmawiał Paweł Surynowicz
fot. Łukasz Iwaniak (Media4U), Szyszki-Karting
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
RSS